Romans najpierw prezesa, a teraz już także właściciela Legii Bogusława Leśnodorskiego z chuliganami z Żylety kończy się tak, jak można było przewidzieć. Wczoraj podczas pierwszej połowy meczu z Jagiellonią Białystok na trybunach doszło do bijatyki między kibicami gości a grupą bandytów w kominiarkach, którzy wyłamali bramę od strony sektora buforowego. W sprawie zmian ustawy o bezpieczeństwie na imprezach masowych wracamy do poziomu „zero". Obrazki z Legii powinno puszczać się wszystkim prezesom, którzy zapewniają, że na polskich stadionach jest bezpiecznie. Wczorajszy mecz zniszczył kilka lat ciężkiej pracy o wizerunek ligi.
– Około godziny 18.35 poprosiłem policję o wsparcie. Mundurowi wkroczyli i o godzinie 18.42 biuro bezpieczeństwa miasta wydało decyzję z rygorem natychmiastowej wykonalności o przerwaniu imprezy – mówił Dariusz Derewicz, dyrektor ds. bezpieczeństwa Legii Warszawa.
Policja za późno
Według delegata PZPN Mirosława Starczewskiego organizator imprezy za późno wezwał policję na pomoc. O tym, że będzie niebezpiecznie, wiadomo było, gdy kilkadziesiąt osób, nie reagując na prośby spikera i ochrony, próbowało wyłamać płot między sektorami.
Mecz z Jagiellonią odbywał się przy zamkniętej trybunie za bramką, tak zwanej Żylecie. Była to kara za odpalenie kilkudziesięciu fajerwerków dwa tygodnie temu podczas meczu z Koroną. O ile wówczas kibice uderzyli w dobrze znaną śpiewkę o tym, że race są fajne, bezpieczne i dodają kolorytu meczom, teraz już się nie wybronią. Nie wybroni ich także Leśnodorski. Widocznie piastując poważne stanowisko, z bandytami dyskutować nie wypada.
Koszty rozmów
Kibice Jagiellonii rzucali petardy na sektory zajmowane przez gospodarzy. Według relacji świadków pomocy lekarskiej udzielano kilku osobom. Prawdziwą tragedią groził atak kibiców Legii – stłoczeni w narożniku stadionu goście zaczęli tratować się na schodach, spadali z trybun po kilka rzędów w dół. Nie trzeba mieć bogatej wyobraźni, by przypomnieć sobie wydarzenia na stadionie Heysel, gdzie w 1985 roku zginęło 39 ludzi – między innymi w panice uciekając ze swoich miejsc.