Gdyby w Ekstraklasie SA i PZPN nie znaleźli się reformatorzy, którzy w imię zakładanego zysku przewrócili system rozgrywek do góry nogami, dziś Legia byłaby już mistrzem, Lech wicemistrzem, a Widzew spadłby do I ligi. Ale trzydzieści kolejek to mało i chociaż wiele meczów stoi na tak niskim poziomie, że należałoby je kończyć przed czasem, będziemy mieli jeszcze play-offy. Poziom się od tego nie podniesie, ale emocje zapewne będą. Większość drużyn jest tak słabych, że jeszcze wiele może się zdarzyć.
29. kolejka była kolejnym dowodem na nieobliczalność wielu klubów i ulotność opinii specjalistów. Jak się czują ci wszyscy, którzy od tygodni domagają się dymisji trenera Mariusza Rumaka? Lech jest na drugim miejscu, a styl w jakim pokonał Jagiellonię, budzi w polskich warunkach podziw.
Przed tygodniem Jagiellonia przegrywała w Zabrzu do przerwy 0:3, jednak ostatecznie zremisowała 3:3. W sobotę w Poznaniu też straciła do przerwy trzy bramki, ale w drugiej połowie także.
Podobno piłkarze z Białegostoku czekają na wypłaty zaległych poborów, więc ich motywacja do walki mogła być nieco osłabiona. Ale jaki piłkarz, wychodząc na boisko, myśli o pieniądzach? Nikt nie chce przegrać różnicą pięciu bramek.
Jagiellonia może miała pecha, trafiając na dobry dzień Lecha, a zwłaszcza zdobywcy trzech bramek Łukasza Teodorczyka. To pierwszy hat-trick reprezentacyjnego napastnika w lidze, zdobyty w dodatku przeciw drużynie, której trener Piotr Stokowiec jeszcze w warszawskiej Polonii wprowadzał Teodorczyka do ekstraklasy. Czy to był tylko zły dzień Jagiellonii czy początek kryzysu, przekonamy się w najbliższym czasie. W środę spotka się ona w Białymstoku z Zawiszą w pierwszym meczu półfinałowym Pucharu Polski.