Jeśli drużyny zajmujące pierwsze i drugie miejsce będą w każdej kolejce zdobywać po trzy punkty, to nawet mecz kończący rozgrywki, 1 czerwca na Łazienkowskiej, nie zmieni kolejności w tabeli. Legia wciąż prowadzi z przewagą pięciu punktów nad Lechem. Żeby poznaniacy wyprzedzili Legię, musiałaby ona przegrać dwa mecze (przy zwycięstwach Lecha), a na to się nie zanosi. Gdyby jednak stał się cud, to kończący sezon mecz w Warszawie byłby finałem, którego zwycięzca zostaje mistrzem.
W warszawskim klubie zawodnicy nie tylko są najlepsi, ale jest ich najwięcej. Rozterki Henninga Berga, z którymi zapoznawał dziennikarzy na pomeczowej konferencji, we wszystkich innych klubach są niezrozumiałe. Norweski trener powiedział, że podjął niełatwą decyzję, wystawiając Michała Kucharczyka zamiast Henrika Ojamy i pozostawiając poza meczową kadrą Daniela Łukasika.
Decyzje były słuszne, bo Legia nie tylko wygrała 5:0, ale Kucharczyk strzelił jedną bramkę. Gdyby inni trenerzy mieli taki komfort przy wyborze jedenastki, zapewne mecze byłyby bardziej zacięte i nie mówilibyśmy na cztery kolejki przed końcem, że zwycięzca może być tylko jeden: Legia.
Smuda liczy graczy
Kiedy Berg zastanawiał się, z kogo zrezygnować, Franciszek Smuda liczył na treningu zawodników, zastanawiając się, czy uda mu się zebrać 18 na wyjazd do Warszawy. Wisła w niemal każdym meczu gra w innym składzie w obronie. Na Łazienkowskiej nie tylko zabrakło Arkadiusza Głowackiego, ale i Łukasza Garguły. Jeśli nie ma kto kierować defensywą i organizować gry, to w meczu z Legią można stracić pięć bramek.
To wszystko jest logiczne, ale przecież przewaga kadrowa Legii nad konkurentami jest widoczna od wielu miesięcy i kłopoty Wisły też. Mimo to wcześniej legionistom nie udawało się pokonać krakusów, a teraz była przepaść.