– Nasza gra w Dublinie będzie wyglądała inaczej niż w pierwszym meczu, bo do zespołu wrócili po kontuzjach niektórzy zawodnicy. Źle zaczęliśmy sezon, ale pokażemy, na co nas stać – obiecywał trener Henning Berg.
Po remisie 1:1 przy Łazienkowskiej można było mieć obawy, czy mistrz Polski przejdzie do kolejnej rundy. Porażka z PGE GKS Bełchatów na inaugurację ekstraklasy tylko je wzmocniła. Nie rozwiał ich w Dublinie pierwszy gol Miroslava Radovicia po ładnej akcji Ondreja Dudy z Michałem Żyrą. Legia znowu się męczyła, rozgrywała bez pomysłu piłkę, nie potrafiła znaleźć sposobu, jak skutecznie zaatakować rywala, pozwalała mu na groźne kontry. W drugiej połowie zaczęła grać lepiej, ale wynik długo się nie zmieniał.
Aż przyszła 69. minuta. Znów akcję zaczął Duda, Michał Kucharczyk pobiegł na bramkę, ograł dwóch obrońców, dośrodkował do Żyry, który strzałem bez przyjęcia podwyższył na 2:0. To był kluczowy moment meczu. Gospodarze zrozumieli, że uciekła im szansa na sprawienie niespodzianki. Z Legii zeszła presja. Trzeciego gola zdobył niezawodny Radović, czwartego i piątego Irlandczycy wbili sobie sami.
Trudno uwierzyć, ale to dopiero pierwsze zwycięstwo mistrzów Polski w tym sezonie (w oficjalnym spotkaniu). Zwycięstwo bardzo ważne, bo pozwalające uniknąć katastrofy, jaką byłoby odpadnięcie z europejskich pucharów już w lipcu. Legia dostała dwie kolejne szanse. Jeśli wygra dwumecz z Celtikiem, przedłuży sen o Lidze Mistrzów. Jeśli przegra, trafi do czwartej rundy eliminacji Ligi Europejskiej (decydującej o tym, kto jesienią wystąpi w fazie grupowej) i będzie w niej rozstawiona.
Kibice o wcześniejszych wpadkach wciąż nie zapomnieli. Po ostatnim gwizdku sędziego przywołali do siebie piłkarzy, przypominali, co znaczy gra w koszulce z „eLką". Czasu do meczu z mistrzem Szkocji zostało mało. Pierwsze spotkanie 30 lipca w Warszawie, rewanż tydzień później w Glasgow.