Zdążyły już o nich napisać największe światowe gazety, reportaż zrobiła arabska Al-Dżazira. O amatorach, którzy po pracy zrzucają garnitury oraz mundury i dla przyjemności biegają za piłką. O strażakach, policjantach, bankowcach i bibliotekarzu, którzy spełniają swoje chłopięce marzenia.
Od kiedy w maju ubiegłego roku Gibraltar został członkiem UEFA, rozegrali pięć oficjalnych meczów. W debiucie, 19 listopada zremisowali 0:0 ze Słowacją, która cztery dni wcześniej pokonała Polskę 2:0. Potem była porażka z Wyspami Owczymi (1:4), przegrana i remis z Estonią (0:2 i 1:1), wreszcie zwycięstwo nad Maltą (1:0).
Podróż na europejskie salony była długa i trudna. Trwała ponad 100 lat. Dokładnie od 1895 r., kiedy na Gibraltarze powstała federacja piłkarska. Jedna z pierwszych na świecie. Reprezentacja, utworzona w 1901 r. przy brytyjskiej armii, jeździła na mecze towarzyskie do Hiszpanii, na swoim stadionie podejmowała Atletico czy Real Madryt, z którym po II wojnie światowej zremisowała 2:2.
Ten wspominany z pokolenia na pokolenie mecz odbył się na 5-tysięcznym Victoria Stadium. To jedyny stadion na Gibraltarze, ale nieakceptowany przez UEFA. Dopóki nie skończy się budowa spełniającego wymagania Europa Point Stadium (ma zostać oddany do użytku w 2016 r.), reprezentacja domowe mecze będzie rozgrywać na Estadio Algarve w Faro, przygotowanym przez Portugalię na Euro 2004. Mieści on 30 tys. widzów, weszliby na niego wszyscy mieszkańcy Gibraltaru. Polacy przed trzema laty przy niemal pustych trybunach pokonali tam Norwegię po bramce Roberta Lewandowskiego.
Gibraltar o przyjęcie do UEFA starał się 14 lat. Na przeszkodzie stały głównie groźby Hiszpanii, która w 1713 r. utraciła to terytorium na rzecz Wielkiej Brytanii i nigdy tej straty nie uznała. Bojkot rozgrywek UEFA przez Hiszpanów był wystarczającym powodem, by Gibraltaru na salony nie zapraszać. Pomógł Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu.