Słaby Messi, słaby Suarez, Barcelona rozbita w Madrycie. Bez Mourinho jest przyjemniej.
Barcelona jechała na Santiago Bernabeu jako drużyna niepokonana w La Liga. Z ośmiu meczów wygrała siedem, nie straciła żadnej bramki. Dziewiąte spotkanie w sezonie wszystko zmieniło.
Trener Katalończyków Luis Enrique pierwszy raz wystawił Luisa Suareza, który utworzył atak z Neymarem i Leo Messim. I właśnie oni byli najbardziej widoczni na początku. Już w 4. minucie Neymar swobodnie minął dwóch obrońców i strzelił w dolny róg bramki. Kilka minut później, po podaniu z prawej strony, strzał Messiego obronił Iker Casillas. To był bardzo ważny moment, bo przy prowadzeniu 2:0 Barcelona mogłaby dyktować warunki.
Tak się nie stało i w miarę upływu czasu przewagę zaczęli osiągać gospodarze. Wyrównał w 35. min Cristiano Ronaldo z karnego, po tym jak piłka trafiła w rękę leżącego na trawie Gerarda Pique. Prowadzenie 2:1 dał Realowi Pepe – strzałem głową po rzucie rożnym (50. min). Na 3:1 podwyższył Karim Benzema (61) po akcji z Jamesem Rodriguezem i wcześniejszym nieporozumieniu między obrońcami Barcy.
Real miał jeszcze dwie bardzo dobre sytuacje, a Barcelona ani jednej. Leo Messi rozegrał jeden z najsłabszych meczów w sezonie. Luis Suarez po blisko czteromiesięcznej przerwie jeszcze nie jest w formie, a przynajmniej słabo wyglądała jego współpraca z partnerami. Linia pomocy nie potrafiła rozbijać ataków Realu, kiedy w drugiej połowie boisko opuścili Xavi (też mało widoczny) i Andres Iniesta (kontuzja), Barcelona była już drużyną rozbitą. Real znakomicie to wykorzystał. Luka Modrić nie miał ani jednego niecelnego podania. Isco udanie zastąpił kontuzjowanego Garretha Bale'a.