UEFA okazała się względnie łagodna. Te kary oraz zakaz wyjazdowy dla kibiców do końca sezonu to tak naprawdę najniższe możliwe sankcje. Szczególnie, że Legia to przecież wielokrotny recydywista.
UEFA ukarała mistrza Polski za zachowanie kibiców w trakcie ostatniego meczu Ligi Europejskiej. W ubiegły czwartek w belgijskim Lokeren doszło do bójek z policją, demolowania punktów gastronomicznych, odpalone zostały race, a przede wszystkim przyjezdni fani rasistowsko obrażali bramkarza gospodarzy – czarnoskórego Boubacara Barry'ego. Sędzia musiał przerwać spotkanie na kilka minut, a stadionowy spiker upomniał kibiców Legii.
Modlitwa prezesów
Kara wymierzona przez UEFA w trybie przyspieszonym oznacza poważne straty finansowe. Warszawscy kibice przez kretyńskie zachowanie grupki chuliganów w Belgii być może nie obejrzą już swojej drużyny w tym sezonie w europejskich pucharach. By było inaczej, Legia musi wyeliminować przeciwnika w 1/16 finału LE, co wcale nie jest oczywiste – szczególnie gdy piłkarze będą pozbawieni wsparcia kibiców.
Teraz w gabinetach prezesów Legii trwają zapewne modlitwy, by los przydzielił ich klubowi w pierwszej rundzie pucharowej przeciwnika na tyle łatwego, by istniały szanse na awans, i jak najmniej medialnego, aby straty finansowe była jak najmniejsze. Chociaż to i tak zaklinanie rzeczywistości.
Dwa mecze europejskich pucharów przy pustych trybunach to poważny cios w finanse mistrza Polski. – Rzeczywiste koszty dwóch meczów na zamkniętym stadionie to nawet ponad milion euro – mówi „Rzeczpospolitej" Dariusz Mioduski, współwłaściciel Legii.