AC Milan siedmiokrotnie wygrywał Ligę Mistrzów (ostatni raz osiem lat temu), 18 razy zostawał mistrzem Włoch. Był potęgą, przed którą drżały wszystkie zespoły w Europie. Ale to już przeszłość. Klub z Mediolanu w kilka lat stał się ligowym średniakiem, który przegrać może z każdym i nikogo to nie dziwi. Przyzwyczajeni do sukcesów kibice powiedzieli dość. Dosłownie.
W czasie ostatniego meczu ligowego na San Siro na trybunie Curva Sud ustawili się w napis "Basta". Ich frustracji ciężko się dziwić, a środowy mecz z Genoą tylko przelał czarę goryczy. AC Milan przegrał 1:3 i obecnie zajmuje 10. miejsce w tabeli Serie A (10 zwycięstw, 13 remisów, 10 porażek). Gorszy był tylko sezon 1997/1998.
Kibice nie chcą już oglądać na ławce trenerskiej Filippo Inzaghiego, który był lepszym napastnikiem, niż jest szkoleniowcem. Włoskie media spekulowały, że Włoch, który w Milanie grał przez 11 lat, straci pracę po porażce z Genoą. Jednak jego głowę uratowało zamieszanie ze zmianą właściciela klubu, co jeszcze bardziej rozwścieczyło sympatyków.
Silvio Berlusconi, właściciel Milanu od prawie 30 lat, niebawem, jak sam mówi "z ciężkim sercem", odda akcje klubu w inne ręce. Dlatego nie ma głowy, by zajmować się trenerem. Zresztą straconego sezonu i tak nic już nie uratuje.
Nowym właścicielem ma zostać miliarder z Tajlandii Bee Taechaubola. Do transakcji mogło dojść już w czwartek. Jednak Berlusconi gra na zwłokę, ciągle zmienia terminy spotkań, ponieważ trudno mu rozstać się z Milanem.