– Nie szukam wymówek, ale 15 moich zawodników dopadł wirus – opowiadał trener Brazylijczyków Dunga. – Od kilku dni narzekali na bóle głowy i pleców, niektórzy nawet wymiotowali. Musieliśmy ograniczyć liczbę treningów. W trakcie meczu brakowało nam szybkości i sił. Willian czuł się źle już w przerwie, problemy z Robinho pojawiły się pod koniec spotkania.
To właśnie 31-letni Robinho, przywrócony do życia przez Dungę, dał Canarinhos prowadzenie i był podczas mistrzostw jedną z wyróżniających się postaci reprezentacji. Świadczy to o słabości tej drużyny, która po klęsce z Niemcami w półfinale mundialu miała odzyskać zaufanie kibiców, a przegrała w równie marnym, a może nawet gorszym stylu. Jedyną gwiazdą zespołu jest Neymar, ale Brazylia, mimo imponującej passy zwycięstw w sparingach, nie wzbudza już strachu, prędzej uśmiech politowania. Zwłaszcza kiedy patrzy się, jak Thiago Silva bezmyślnie zagrywa w polu karnym piłkę ręką, otwierając rywalom drogę do wyrównania, a Everton Ribeiro, robiący karierę w Dubaju, nie trafia z 11 metrów w bramkę.