Adam Nawałka od czasu zwycięstwa nad Niemcami w październiku 2014 roku jawi się jako król Midas polskiego futbolu. Czegokolwiek dotknie, zamienia w złoto. Każdy jego pomysł do tej pory okazywał się trafiony. Począwszy od powołania Sebastiana Mili (gol z Niemcami) czy Sławomira Peszki (trafienie z Irlandią), poprzez przekwalifikowanie Artura Jędrzejczyka na lewego obrońcę, a skończywszy na największym odkryciu polskiej piłki ostatnich miesięcy Bartoszu Kapustce. Każdy z tych pomysłów miał więcej przeciwników niż zwolenników, ale Nawałka wiedział, co robi.
Do tej pory selekcjoner pracował w komforcie, którego pozazdrościć mu mogli poprzednicy z ubiegłych kilkudziesięciu lat. Polscy piłkarze regularnie grają w silnych zagranicznych klubach, a w osobie Roberta Lewandowskiego trener ma zawodnika – bez dwóch zdań – światowego formatu. Grzegorz Krychowiak jest liderem Sevilli, bramkarze grają w Anglii i we Włoszech, Kamil Glik został kapitanem Torino. Jeśli Nawałka albo ktoś z jego sztabu chce obejrzeć kandydata do gry w reprezentacji, wsiada po prostu do samolotu i leci na mecz. Nie musi wcześniej sprawdzać, czy jego wybraniec w ogóle pojawi się na boisku i czy będzie to kwadrans czy nieco dłużej. A przecież taki stan rzeczy był jeszcze niedawno w polskiej piłce normą. Gdy Leo Beenhakker chciał obejrzeć lidera swojego zespołu Jacka Krzynówka, musiał się wybierać raczej na spotkania rezerw Wolfsburga niż pierwszego zespołu. Z kolei najlepszy wówczas napastnik Ebi Smolarek wchodził na boisko w końcówkach meczów hiszpańskiego Racingu Santander.
Ten beztroski czas Nawałki być może jednak dobiega końca, zaczęły się bowiem pojawiać na horyzoncie pierwsze problemy. Jakub Błaszczykowski stracił mocną pozycję, jaką miał w Fiorentinie tuż po transferze na początku sezonu, Arkadiusz Milik krytykowany jest coraz częściej i coraz głośniej, a gra coraz rzadziej w Ajaxie Amsterdam.
Milik w Holandii nie wypracował sobie takiej pozycji, jaką ma w Polsce, gdzie wszyscy się nim zachwycają. Tam jest jednym z wielu, chociaż szefowie klubu z Amsterdamu wykupili go w zeszłym roku z Bayeru Leverkusen (na początku był tylko wypożyczony). 21-letni napastnik zdobył w tym sezonie w lidze dziewięć bramek (w poprzednim 11) – lider strzelców Luuk de Jong z PSV ma ich 17.
Szkoleniowiec Ajaxu Frank de Boer w dwóch ostatnich spotkaniach ligowych nie znalazł miejsca dla Polaka w wyjściowym składzie. Przeciwko Groningen wychowanek Rozwoju Katowice wszedł na 20 minut, ale klasyk z Feyenoordem cały obejrzał zza linii bocznej.