Nawet nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić, jak mi smutno z powodu tego, co się stało – mówił w środę rano Sam Allardyce, który poprowadził Anglików w zaledwie jednym, wygranym 1:0 ze Słowacją, meczu.
Allardyce musiał odejść, kiedy dał się nabrać i nagrać reporterom „Telegraph”. Myśląc, że rozmawia z biznesmenami z Dalekiego Wschodu, zgodził się – za sowitą opłatą (400 tys. funtów) – pomagać im obchodzić przepisy dotyczące udziału osób trzecich w transferach piłkarskich. Dziennikarze podający się za biznesmenów rozmowę nagrali. Widać jak popijający wino z kufla na piwo Allardyce bez żadnych oporów nie tylko deklaruje pomoc przy naginaniu prawa, ale też pozwala sobie na krytykę swojego poprzednika Roya Hodgsona i nazywa federację „głupią” (za zbyt kosztowny remont Wembley).
Reprezentację przejmie przynajmniej do końca roku dotychczasowy opiekun młodzieżówki – Gareth Southgate. Najprawdopodobniej jednak na początku 2017 roku zostanie wybrany nowy selekcjoner.
Ktokolwiek nim zostanie, powinien jednak pamiętać, że to przeklęta funkcja. Mało który trener Anglików odchodzi z posady tylko z powodów sportowych. Niemal zawsze dymisji towarzyszył mniejszy lub większy skandal. Czasem w ogóle z futbolem niezwiązany. W 1999 roku Glenn Hoddle w wywiadzie dla „Timesa” pozwolił sobie na stwierdzenie, iż ludzie niepełnosprawni i upośledzeni cierpią z powodu grzechów popełnionych w poprzednim wcieleniu.
Nie wiadomo, kim był w poprzednim wcieleniu Hoddle, ale karma dopadła go natychmiast po wspomnianym wywiadzie. Dwa dni po publikacji – 2 lutego 1999 roku – federacja rozwiązała kontrakt z byłym gwiazdorem Tottenhamu. I to mimo wstawiennictwa takich brukowców, jak „Mirror” czy „Daily Mail”, które twierdziły, iż Hoddle nie powiedział niczego, co nie mieściłoby się w kanonach swobody wypowiedzi i przekonań.