Przed polskim futbolem tradycyjna noc przedwyborcza. To podczas niej decydują się ostateczne koalicje, dobijane są finalne targi, a kandydaci na prezesa zdobywają poparcie. Przez całe lata równie ważna jak umiejętność negocjacji i dyplomacji była tej nocy mocna głowa i wytrzymała wątroba. Dziś PZPN, chociaż pod rządami Zbigniewa Bońka zerwał z wizerunkiem ostatniego bastionu głębokiej komuny i siedliska leśnych dziadków, wciąż stoi tak zwanym terenem.
Wojewódzkie związki, które przez lata kojarzone były z działaczami w seledynowych marynarkach i z sumiastymi wąsami (ostatnio faktycznie nieco to się zmieniło), dysponują największą pulą głosów – mają ich 60. Kluby ekstraklasy i I liga mają 50 delegatów, a osiem głosów rozkłada się między Stowarzyszenie Trenerów, Sędziów, futbol kobiecy oraz futsal. W sumie uprawnionych do głosowania jest 118 delegatów. Zwycięstwo w pierwszej turze gwarantuje bezwzględna większość głosów (50 procent plus jeden). Jeśli zatem żaden z kandydatów nie dostanie 55 głosów, odbędzie się druga tura i tu już zadecyduje zwykła większość.
Maszynkom nie
Dzień przed wyborami Boniek mógł liczyć na poparcie większości delegatów z lokalnych związków. Wojciechowski poparcia szukał raczej w klubach ekstraklasy i I ligi.
– Nie ma jednak bloków, w jednym i drugim obozie są powyrywane zęby – mówi jedna z osób związanych z obozem Wojciechowskiego. – Na tę chwilę sytuację oceniamy pół na pół. Walczymy o każdy głos. Najważniejszy dla nas będzie sposób głosowania.
Zamieszanie i dyskusje o tym zaczęły się jeszcze w środę wieczorem. Na zjeździe delegaci mają głosować na tzw. maszynkach. Wojciechowski i jego obóz kwestionują tę formę. Twierdzą, że bardzo łatwo jest później sprawdzić, z której maszynki jaki głos został oddany i delegaci w obawie przed Bońkiem i jego ewentualną zemstą na każdym, kto ośmielił się zagłosować na Wojciechowskiego, będą popierać dotychczasowego prezesa. Boniek oczywiście takie opinie wyśmiewa i twierdzi, że nie ma mowy o tym, by głosowanie odbywało się poprzez wrzucanie kart do urn, z prostego powodu – braku czasu.