Mamy bardzo dobrą pierwszą jedenastkę, a mecz ze Słowenią pokazał to, o czym wiedzieliśmy. Chociaż mamy kilku potencjalnych zastępców dzisiejszych mistrzów, to jednak kiedy ta rezerwa sama ma wziąć odpowiedzialność na swoje barki, jeszcze są one zbyt wątłe. 
W porównaniu z niemal wzorcowym meczem z Rumunią, Adam Nawałka zostawił w składzie tylko trzech graczy jedenastki z Bukaresztu: Michała Pazdana, Artura Jędrzejczyka i Grzegorza Krychowiaka. Dwaj pierwsi grali poprawnie, zresztą jak cała obrona. Zastępujący Łukasza Piszczka Bartosz Bereszyński może mówić o bardzo udanym występie.

Grzegorz Krychowiak wciąż lepiej wpada w telewizyjnych reklamach przed meczem, niż na boisku. Wprawdzie kiedy włożył opaskę kapitana, poczuł odpowiedzialność i miał pewnie świadomość, że jest najbardziej znanym zawodnikiem na boisku, kilka razy popisał się dobrymi zagraniami. Ale kiedy był w formie, grał regularnie w Sevilli, robił to znacznie częściej.

Ten sam problem, może w jeszcze większym stopniu, dotyczy Bartosza Kapustki. Dał się skusić mistrzowi Anglii, ktoś mu wmówił, że zaraz podbije Premier League, a on się nawet do niej nie zbliżył. Nawałka ładnie się zachowuje, pamiętając o Kapustce, bo warto. Ale dla niego najlepszym wyjściem byłaby zmiana klubu na taki, w którym mógłby grać co tydzień nie w drugiej drużynie, ale na boisku centralnym i o punkty.

Z trzecim pomocnikiem takiego kłopotu nie ma. Piotr Zieliński przynajmniej gra w Napoli, chociaż też z różnym skutkim. Też uważam, że to wielki talent, bo pamiętam go z meczów juniorskich i młodzieżowych, w których przewyższał partnerów i przeciwników. Czekam jednak kiedy to wreszcie udowodni w pierwszej reprezentacji. Na razie Zieliński miewa zaledwie przebłyski. Takie spotkanie jak ze Słowenią to idealna okazja na pokazanie wyjątkowej klasy. Zieliński znowu jej nie wykorzystał. Zbigniew Boniek słusznie go chwali, ale ja się zastanawiam czy to nie jest szukanie geniuszu na siłę. Tłumaczenie nierównej formy i błędów młodym wiekiem jakoś mnie nie przekonuje. Piotr Zieliński nie ma dopiero 22 lat tylko już 22. Kazimierz Deyna w jego wieku tak grał w meczu Legii w Saint Etienne i taką strzelił tam bramkę, że Francuzi nazwali go Generałem.

Mam świadomość, że kiedy piłkarze spotykają się ze sobą na boisku po raz pierwszy to gra nie może być płynna. Większość wychodzi ze świadomością, że od tego występu może zależeć przyszłość w reprezentacji, myślą więc bardziej o sobie niż o zespole. To naturalne. A nie są to mistrzowie techniki i dryblingu, więc nie mogą pokazać niczego, co zapadnie w pamięć. Dlatego wszyscy bardzo ambitnie walczyli, ale gra się rwała, brakowało zrozumienia i rytmu. Jeszcze raz się okazało, że prawdziwi reprezentanci potrzebują kilkunastu minut, żeby pokazać klasę. Jakub Błaszczykowski to jest skarb, a Łukasz Teodorczyk wie gdzie być i co zrobić żeby strzelić bramkę.