Reklama
Rozwiń
Reklama

Bundesliga. Kamieniami w Red Bulla

Niemcy, gdzie od dawna nie było incydentów na stadionach, potępiają chuliganów z Dortmundu.

Aktualizacja: 07.02.2017 22:27 Publikacja: 07.02.2017 18:37

Bundesliga. Kamieniami w Red Bulla

Foto: AFP

Ten sezon Bundesligi od początku jest wyjątkowy. Powiew świeżości w nieco skostniałą rywalizację Bayernu Monachium z resztą Niemiec wniósł RB Lipsk. Zarówno na boisku – sensacyjny beniaminek traci tylko cztery punkty do giganta z Bawarii – jak i poza nim. Szczególnie poza nim.

Będący własnością producenta napoju energetycznego Red Bull klub stał się dla niemieckich kibiców symbolem wszystkiego, co w obecnej piłce nożnej najgorsze: komercjalizacji, braku idei, kupowania sukcesów.

Niemiecki futbol bardzo różni się od tego, co znają kibice w innych częściach Europy. Tam klub jest wciąż w dużej mierze organizacją społeczną – skupiającą lokalną ludność wokół siebie. W Niemczech kluby wciąż w 50 procentach (plus jedna akcja) muszą należeć do kibiców.

Red Bull, a oficjalnie RasenBallsport, bo przepisy – z wyjątkami – zabraniają umieszczania nazwy sponsora w nazwie klubu, zręcznie omija te przepisy. Owszem, wyemitował akcje dla kibiców, ale horrendalnie drogie i dostępne wyłącznie dla ludzi związanych z producentem napoju.

Bayern ma 284 tysiące członków (najwięcej spośród sportowych organizacji na świecie), Borussia Dortmund ponad 145 tysięcy, a akcje RB skupione są w rękach... 17 osób.

Reklama
Reklama

W ostatni weekend beniaminek przyjechał do Dortmundu. Słynna stojąca trybuna klubu z Dortmundu – tzw. Żółta Ściana – głośno i nie przebierając w słowach i środkach, dała do zrozumienia, co myśli o nuworyszach z Lipska. Kibice wywiesili ponad setkę transparentów. „Red Bull – wróg futbolu", „Bullen Schweine" czy napisane po angielsku „Beer is a passion, RB is a fashion" („Piwo to pasja, RB to moda") to jedne z niewielu nadających się do cytowania. Głośne gwizdy, jeszcze głośniejsze wyzwiska. I pewnie nie byłoby z tym większego problemu, gdyby nie był to też prolog do tych wydarzeń.

Grupa chuliganów BVB ustawiła się przed spotkaniem niedaleko wejścia dla gości na stadion. Pod rozwieszonym transparentem „Futbol należy do nas" kibice z Dortmundu czekali na grupki fanów z byłej NRD. Nie ograniczali się do wyzwisk i zaczepek słownych, ale atakowali przyjezdnych. Łącznie z kobietami i dziećmi, gdyż powstały zaledwie osiem lat temu i korporacyjnie zarządzany RB Lipsk chuligańskich grup kibiców nie zdążył się dorobić. W stronę przyjezdnych poleciały kamienie i puszki z piwem.

Policja w Dortmundzie po sobotnich zajściach bada 28 przypadków – łącznie z pobiciami oraz kradzieżami. Incydenty zostały natychmiast potępione przez kierownictwo klubu z Dortmundu, chociaż jeszcze niedawno jego szef Hans Joachim Watzke podgrzewał atmosferę, mówiąc, że „RB Lipsk powstał, wyłącznie by zwiększyć sprzedaż napojów energetycznych".

W oświadczeniu Borussia deklaruje pełną współpracę z policją. Można też w nim przeczytać, że „dla nikogo, kto ucieka się do wulgarnych wyzwisk i ataków fizycznych, nie ma miejsca w rodzinie BVB". Fani z Dortmundu zostali odsądzeni od czci i wiary przez większość mediów.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: piotr.zelazny@rp.pl

Piłka nożna
Harry Kane osobowością roku. Rekord Roberta Lewandowskiego zagrożony
Piłka nożna
Łukasz Tomczyk. Nowy trener Rakowa jak atrakcyjna sąsiadka
Piłka nożna
Robert zszedł z pomnika. Recenzja książki „Lewandowski. Prawdziwy”
Piłka nożna
Marek Papszun o pracy w Legii. „Jestem wzruszony, moje baterie naładowane są do maksimum”
Piłka nożna
Kto rywalem polskich klubów w Lidze Konferencji? Stawką miejsce w Lidze Mistrzów
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama