Opinia publiczna, kibice i media wydały wyrok natychmiast po pierwszych informacjach o ataku na autobus wiozący piłkarzy z Dortmundu na mecz Ligi Mistrzów z Monaco. Winą obarczono islamistów, a gdy znaleziono na miejscu zdarzenia trzy listy, nikt już nie miał wątpliwości. Mimo że policja w Dortmundzie i prokuratura w Karlsruhe – zajmująca się terroryzmem – od początku twierdziły, iż listy są „podejrzane" oraz „dziwne". Jednak gdy dzień później aresztowano obywatela Iraku, najprostsza prawda znów wydawała się oczywista.
Pomimo to policja i prokuratura robiły swoje i wątpliwości wokół ataku na autobus piłkarzy BVB gęstniały. Zatrzymany Irakijczyk Abdul Beset A. został wyłączony ze śledztwa w sprawie zamachu na Borussię. Podejrzewany jest o przynależność do tak zwanego Państwa Islamskiego (ISIS), ale o atak na piłkarzy nie.
Już kilkanaście godzin po zamachu prokuratura ustami swojej rzeczniczki Frauke Köhler wyraziła poważne wątpliwości co do autentyczności listów. Pod dość lakonicznym sformułowaniem, że „nie pasują do żadnych wzorów", kryje się stwierdzenie, że prawdopodobnie są fałszywe.
Listy były napisane po niemiecku, zaczynały się od pozdrowień dla Allaha. Zawierały listę żądań, m.in: wycofania niemieckich myśliwców Tornado z ataków na Syrię oraz zamknięcia amerykańskiej bazy wojskowej Rammstein w pobliżu Kaiserslautern.
ISIS – a wcześniej Al-Kaida czy dziś Boko Haram i inne radykalne islamskie grupy terrorystyczne – raczej nie negocjuje, nie stawia warunków. Ataki przez nie dokonywane nie są przeprowadzane, by coś uzyskać, ale wyłącznie po to, by siać strach. ISIS nie zostawiało listów, a po atakach zazwyczaj pojawiały się oświadczenia na stronie internetowej – najczęściej w formie wideo.