W meczu z Górnikiem Legia od początku przeważała, ale pierwszego gola zdobyła dopiero w 28. minucie po nieco szczęśliwym uderzeniu Pawła Wszołka (po strzale skrzydłowego Legii piłka odbyła się jeszcze od Pawła Bochniewicza i zmyliła Martina Chudego). Wszołek znacznie lepszą okazję do strzelenia gola miał kilkanaście minut wcześniej, ale jego uderzenie głową w sobie tylko znany sposób obronił wówczas Chudy - czytamy w Onecie.
Prawdziwy koncert gry piłkarze z Warszawy dali w drugiej połowie, między 54. a 63. minutą. Zaczęło się od dynamicznego wejścia w pole karne Artura Jędrzejczyka, który chciał zagrać piłkę wzdłuż bramki, ale ta odbiła się od Bochniewicza i wpadła do siatki. Chwilę później było już 3:0 - po szybkiej kontrze Luqinhas minął Chudego, ale wypuścił sobie trochę za daleko piłkę. Dopadł jednak do niej Wszołek i umieścił w pustej bramce.
Na 4:0 podwyższył Arvydas Novikovas, który wykorzystał asystę Jarosława Niezgody. Dzieła zniszczenia dopełnił sam Niezgoda, który w sytuacji sam na sam pewnie pokonał Chudego.
Honorowego gola dla Górnika zdobył Przemysław Wiśniewski po błędzie Radosława Majeckiego, który wypiąstkował piłkę wprost pod nogi piłkarza z Zabrza. Do bramki stołecznej drużyny trafił też Igor Angulo - ale sędzia, po skorzystaniu z VAR, stwierdził, że w momencie podania od Jesusa Imaza, Angulo był na spalonym.
We wcześniej rozegranym meczu Wisła Płock i Cracovia zremisowały bezbramkowo spotkanie, w którym brakowało zarówno ciekawych akcji, jak i strzałów na bramkę.