Rzeczpospolita: Na początku wszystko układało się po pańskiej myśli – Legia sięgnęła po tytuł. Porażka w pucharach boli podwójnie?
Dariusz Mioduski: Początek nie był łatwy. Owszem, cel został osiągnięty, ale wszystko zostało jemu podporządkowane. Postawiłem przede wszystkim na stabilizację, tak żebyśmy osiągnęli cel jakim było mistrzostwo. W normalnej firmie nie ma na koniec sezonu mistrzostwa i gdy przychodzi nowy prezes to pierwsza rzecz, jaką robi to zaczyna czyścić, wprowadza swoje porządki. Dla mnie najważniejsze było wprowadzenie nowego sposobu myślenia, żeby pojawił się w Legii plan, żeby wprowadzić fundamenty, na których będzie się można przy kolejnym kryzysie w przyszłości oprzeć. Bo to jeden z większych problemów, tu nie ma fundamentów. Nie było ani planu ani żadnych pieniędzy na trudniejszy moment, który zawsze musi kiedyś musi przyjść. Dla nas jednak w pierwszym okresie najważniejsza była stabilizacja i osiągnięcie celu. Wygraliśmy to mistrzostwo, mimo że od środka był siany ferment przez ludzi, którzy chcieli lub musieli odejść. To było fizycznie i mentalnie wyczerpujące. Po 10 dniach przerwy, po tak wyczerpującym psychicznie okresie, od razu przyszły mecze o wielką stawkę. Dziś płacimy za to cenę. Musimy sobie z tym poradzić..