Kibice na Stadionie Narodowym i przed telewizorami oczekiwali jednego – że piłkarze zmażą plamę po piątkowej kompromitacji w Kopenhadze i porażce 0:4. Wygrana z Kazachstanem 3:0 z pewnością chociaż trochę to nadszarpnięte zaufanie odbuduje, ale wynik też nie oddaje do końca przebiegu wydarzeń na boisku.
Adam Nawałka może sobie pozwolić na chwilę oddechu. Jego zawodnicy za miesiąc przystąpią do decydującego dwumeczu – wyjazdowe spotkanie z Armenią i cztery dni później finisz u siebie z Czarnogórą – z pozycji lidera. Mając trzy punkty przewagi nad drugą w tabeli Danią, która ograła Armenię 4:1, i Czarnogórą, która pokonała Rumunię 1:0.
Nawałka dokonał w wyjściowym składzie trzech zmian w porównaniu z piątkiem. Maciej Makuszewski wybiegł zamiast Jakuba Błaszczykowskiego, na lewej obronie zobaczyliśmy Macieja Rybusa w miejsce Artur Jędrzejczyka. Selekcjoner wrócił też do ustawienia z dwoma napastnikami – Piotr Zieliński został przesunięty do środka pola, a miejsce Karola Linetty’ego zajął Arkadiusz Milik.
I to właśnie akcja tercetu nowych zawodników zapewniła reprezentacji pierwszego gola. Dośrodkował Rybus, Makuszewski przepchnął się w polu karnym, wygrał pozycję, doskoczył do piłki i głową podał do Milika, który wepchnął piłkę do siatki. Była to 11 minuta meczu i wydawało się, że już teraz wszystko pójdzie gładko.
Tymczasem na następnego gola kibice musieli poczekać aż godzinę i trzy minuty meczu (plus przerwę oczywiście). Zanim jednak Kamil Glik po rzucie rożnym zdobył głową bramkę, piłka dwa razy przekraczała linię, ale sędzia Andris Treimanis za każdym razem twierdził, że widział lepiej.