Kibicowanie ekstraklasie nigdy nie było łatwe, ale w ostatnich tygodniach zaczyna być ponad siły zwykłego śmiertelnika. Poziom ligi już dawno nie był tak dramatycznie zły. Na palcach jednej ręki da się policzyć akcje składające się z pięciu dobrych podań. I, niestety, nie chodzi o statystyki jednego meczu, ale całej kolejki.
W sobotę kibice na trzech stadionach – w sumie nieco ponad 26 tysięcy osób – zobaczyli jedną bramkę. Padła ona w Gdańsku, gdzie Lechia prowadzona przez Adama Owena, który w minionym tygodniu przejął zespół od Piotra Nowaka, pokonała wicelidera Zagłębie Lubin. W niedzielę nie było wcale lepiej – w dwóch meczach, które skończyły się przed zamknięciem gazety, padły dwie bramki.
Odskakujące piłki, strzały daleko od bramki, niecelne podania, kompromitujące próby dryblingów, ale przede wszystkim bylejakość wymieszana z przekonaniem o dobrze wykonywanej robocie. Polska liga wygląda tak od lat, ale w tym sezonie natężenie niechlujstwa jest wyjątkowo duże.
I gdziekolwiek spojrzeć, tam niestety patologia. W niedzielnym derbowym meczu Piasta z Górnikiem Zabrze kibice gospodarzy obrzucali racami trybuny, na których siedzieli goście. Nie popisał się też najlepszy strzelec ekstraklasy, Hiszpan Igor Angulo, który bezczelnie zasymulował, a niestety sędzia dał się nabrać i przyznał Górnikowi rzut karny. Dodatkowo wyrzucił z boiska awanturującego się bramkarza Piasta Jakuba Szmatułę. Hiszpan wykorzystał jedenastkę i zapewnił Górnikowi zwycięstwo. Pod koniec meczu miał jeszcze jedną szansę z 11 metrów (tym razem prawidłowego), ale przestrzelił.
Z kolei szefowie Pogoni Szczecin, która bezbramkowo zremisowała u siebie w sobotę z Koroną, zamrozili piłkarzom, a także sztabowi szkoleniowemu, 50 procent pensji. Oczywiście zamrożone pieniądze będą i tak musieli zatrudnionym wypłacić, gdyby tego nie zrobili, nie obroniliby się w żadnym sądzie pracy. Uznali jednak, że to będzie idealny sposób na zmotywowanie zespołu.