Reklama

Ekstraklasa: Próba cierpliwości

W siedmiu meczach 11. kolejki padło zaledwie siedem bramek.

Publikacja: 01.10.2017 20:02

Maciej Skorża zdobywał tytuły mistrza lub Puchar Polski z Legią, Wisłą i Lechem. W Pogoni nie ma rów

Maciej Skorża zdobywał tytuły mistrza lub Puchar Polski z Legią, Wisłą i Lechem. W Pogoni nie ma równie dobrych zawodników.

Foto: Rzeczpospolita, Bartosz Jankowski

Kibicowanie ekstraklasie nigdy nie było łatwe, ale w ostatnich tygodniach zaczyna być ponad siły zwykłego śmiertelnika. Poziom ligi już dawno nie był tak dramatycznie zły. Na palcach jednej ręki da się policzyć akcje składające się z pięciu dobrych podań. I, niestety, nie chodzi o statystyki jednego meczu, ale całej kolejki.

W sobotę kibice na trzech stadionach – w sumie nieco ponad 26 tysięcy osób – zobaczyli jedną bramkę. Padła ona w Gdańsku, gdzie Lechia prowadzona przez Adama Owena, który w minionym tygodniu przejął zespół od Piotra Nowaka, pokonała wicelidera Zagłębie Lubin. W niedzielę nie było wcale lepiej – w dwóch meczach, które skończyły się przed zamknięciem gazety, padły dwie bramki.

Odskakujące piłki, strzały daleko od bramki, niecelne podania, kompromitujące próby dryblingów, ale przede wszystkim bylejakość wymieszana z przekonaniem o dobrze wykonywanej robocie. Polska liga wygląda tak od lat, ale w tym sezonie natężenie niechlujstwa jest wyjątkowo duże.

I gdziekolwiek spojrzeć, tam niestety patologia. W niedzielnym derbowym meczu Piasta z Górnikiem Zabrze kibice gospodarzy obrzucali racami trybuny, na których siedzieli goście. Nie popisał się też najlepszy strzelec ekstraklasy, Hiszpan Igor Angulo, który bezczelnie zasymulował, a niestety sędzia dał się nabrać i przyznał Górnikowi rzut karny. Dodatkowo wyrzucił z boiska awanturującego się bramkarza Piasta Jakuba Szmatułę. Hiszpan wykorzystał jedenastkę i zapewnił Górnikowi zwycięstwo. Pod koniec meczu miał jeszcze jedną szansę z 11 metrów (tym razem prawidłowego), ale przestrzelił.

Z kolei szefowie Pogoni Szczecin, która bezbramkowo zremisowała u siebie w sobotę z Koroną, zamrozili piłkarzom, a także sztabowi szkoleniowemu, 50 procent pensji. Oczywiście zamrożone pieniądze będą i tak musieli zatrudnionym wypłacić, gdyby tego nie zrobili, nie obroniliby się w żadnym sądzie pracy. Uznali jednak, że to będzie idealny sposób na zmotywowanie zespołu.

Reklama
Reklama

Pogoń wciąż w Szczecinie w tym sezonie nie wygrała meczu. W poprzedniej kolejce kibice jednak wyrazili swoje stuprocentowe poparcie dla zatrudnionego latem trenera Macieja Skorży. Problem w tym, że w Pogoni Skorża uparcie próbuje gry, do której zwyczajnie nie ma odpowiednich wykonawców. Zespoły tego szkoleniowca, który zdobył trzy tytuły mistrzowskie, słynęły zawsze z cierpliwego ataku pozycyjnego, długiego budowania akcji. Ale Skorża do tej pory prowadził najlepsze polskie kluby ­– trofea zdobywał z Wisłą Kraków w czasach jej świetności, Legią Warszawa i Lechem Poznań. W Pogoni nie ma równie dobrych graczy, więc być może jednak nieco zmieni podejście. Na razie nic takiego nie nastąpiło i szczerze mówiąc, gra zespołu ze Szczecina irytuje.

Powolne podawanie piłki po ziemi, w wyniku słabego wyszkolenia zawodników, zbyt często kończy się na drugiej, trzeciej próbie. Pogoń stwarza sobie też mało sytuacji bramkowych. W tej chwili ma tylko dziewięć strzelonych goli. Dość powiedzieć, że dwa więcej ma przywoływany już Angulo z Górnika Zabrze. Tylko klub z Niecieczy ma mniej bramek zdobytych, a równie źle pod względem skuteczności co Pogoń wygląda Piast.

Oczywiście Skorża ma rację, mówiąc, że dopiero buduje drużynę i że jest to projekt długofalowy. Odważnie wprowadza do zespołu młodzież. Dużo szans dostaje chociażby 19-letni Jakub Piotrowski, regularnie występują 22-letni Dawid Kort czy jego rówieśnik David Niepsuj. Tylko w jednej kolejce Skorża nie skorzystał chociaż przez chwilę z innego 19-latka – Marcina Listkowskiego. Pytanie tylko, czy działaczom wystarczy cierpliwości, by faktycznie mógł on swój projekt wdrożyć w życie.

Tak jak cierpliwości nie wystarczyło w Gdańsku. Co prawda przejęcie drużyny przez Adama Owena przedstawiono jako awans Piotra Nowaka, który został przesunięty na pozycję dyrektora sportowego. Zresztą w kuluarach już od kilku tygodni mówiło się o tym, że w rzeczywistości to Owen prowadzi zespół. Zdarzały się mecze ligowe, w których były reprezentant Polski wręcz ostentacyjnie nie podnosił się z ławki, a drużyną przy linii bocznej dyrygował Owen.

Owen ma licencję UEFA Pro, czyli może prowadzić zespół w ekstraklasie, ale do tej pory był znany jako człowiek od przygotowania fizycznego. To on był odpowiedzialny za przygotowanie reprezentacji Walii podczas ubiegłorocznego Euro 2016. Obronił doktorat z wychowania fizycznego na uniwersytecie w Lyonie. Ale skoro Legię prowadzi Romeo Jozak, również człowiek z tytułem doktora, który także wcześniej wiele osiągnął w futbolu, ale w innej roli niż pierwszego szkoleniowca (był dyrektorem sportowym), to dlaczego w Lechii nie mieli prawa spróbować takiego rozwiązania?

Piłka nożna
Czy Widzew rozbije bank? Kolejny transferowy rekord Ekstraklasy na horyzoncie
Piłka nożna
FIFA The Best. Ewa Pajor, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny bez nagród
Piłka nożna
Zinedine Zidane bliżej powrotu na trenerską ławkę. Jest ustne porozumienie
Piłka nożna
Przy Łazienkowskiej czekają na zbawcę. Legia kończy rok na dnie, niechlubny rekord pobity
Piłka nożna
Kacper Potulski. Strzelił gola Bayernowi, może wkrótce sprawdzi go Jan Urban
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama