Szwajcarska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie łapówek, jakie miał rozdawać szef katarskiej stacji telewizyjnej beIN Sport przy okazji przetargów o prawa telewizyjne do pokazywania mistrzostw świata 2026 i 2030 (ich gospodarze są jeszcze nieznani). Nasser Al-Khelaifi jest równocześnie prezesem Paris Saint-Germain (PSG) i konsorcjum Qatar Sports Investments (QSI), do którego należy paryski klub, bijący latem rekordy transferowe wszech czasów dzięki sprowadzeniu Neymara za 222 miliony euro i Kyliana Mbappe za 180 milionów.
Al-Khelaifi będzie się musiał tłumaczyć z łapówek, które miał wręczać Jerome'owi Valcke – byłemu już sekretarzowi generalnemu Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) – za nabycie praw do pokazywania mundialu w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. To ciąg dalszy kłopotów Al-Khelaifiego i de facto Kataru, bo przecież jest on ministrem bez teki w rządzie, a także bliskim przyjacielem emira.
Europejska Federacja Piłkarska (UEFA) już wcześniej wszczęła swoje śledztwo, czy letnie transfery PSG nie były pogwałceniem zasad „finansowego fair play". To zbiór zasad, których muszą przestrzegać kluby, tak by – nieco upraszczając – ich wydatki nie były większe od przychodów i by nie mogły korzystać bez opamiętania z pieniędzy hojnych dobroczyńców. Neymar dostał 222 miliony euro, by sam się wykupił z Barcelony.
Oficjalnie podpisał umowę z QSI i promuje mundial 2022, który odbędzie się w Katarze. W PSG gra hobbystycznie i za darmo – pieniądze (prawie 37 milionów euro rocznie) pobiera tylko za propagowanie idei katarskich mistrzostw świata. Mbappe z kolei został formalnie jedynie wypożyczony z Monaco.W księgach PSG wszystko się więc zgadza.
Głosy za grosze
Wydawało się, że wpływy Kataru w światowym futbolu mogą być zagrożone tylko inwestycjami szejków z innych krajów Zatoki Perskiej i że Katar, pomny bolesnych doświadczeń z przeszłości, zaczął w końcu działać w białych rękawiczkach i znacznie bardziej rozsądnie. Ten mały kraj na skrawku pustyni już od lat próbował zaistnieć w świecie piłki nożnej. Tyle że pierwsze podejścia okazały się wyjątkowo grubymi nićmi szyte.