Bramki podnoszą atrakcyjność widowiska, ale okoliczności, w jakich niektóre padają, odbierają zdrowie trenerom, kibicom i świadczą raczej o kiepskich umiejętnościach graczy.
Przykładów dostarczył m.in. mecz w Szczecinie. Pogoń zajmuje ostatnie miejsce, więc gdzie ma szukać punktów, jak nie w spotkaniu z Termalicą na swoim boisku? Jeszcze dobrze mecz się nie zaczął, a goście prowadzili już 1:0. Roman Gergel strzelił z około 25 metrów, Łukasz Załuska odbił piłkę przed siebie, a Łukasz Piątek kopnął ją do bramki. Pięć minut później Termalica powinna prowadzić 2:0, ale po lobie Bartosza Śpiączki piłka przeleciała obok słupka.
Pogoń wyrównała po karnym, osiągnęła przewagę, a drugą połowę zaczęła tak jak Termalica pierwszą. Tym razem bramkarz Jan Mucha odbił przed siebie piłkę po strzale Rafała Murawskiego i z prezentu skorzystał Adam Frączczak.
To, co wydarzyło się w ostatnich dziesięciu minutach, będzie się śniło szczecinianom po nocach. Goście nie tylko odrobili stratę, ale Słowak David Guba zdobył zwycięską bramkę. Jego strzał był piękny, ale Załuska powinien go obronić.
Gra Pogoni w obronie woła o pomstę do nieba. To jest jedyna drużyna w ekstraklasie, która w tym sezonie nie odniosła zwycięstwa na swoim boisku. Na początku sezonu na stadion w Szczecinie przychodziło po 8 tysięcy widzów. Tym razem było niewiele ponad 3 tysiące.