Zgrupowania przedmeczowe też zaczynacie wcześniej – dwa dni przed spotkaniami, a po ostatnim gwizdku sędziego nie rozjeżdżacie się do domów, tylko wracacie do bazy.
O wszystkim decyduje trener. W Polsce o zajęciach dowiadywaliśmy się z tygodniowym wyprzedzeniem, tutaj plan ustalany jest z dnia na dzień. Ale zgrupowania w europejskich pucharach rzeczywiście rozpoczynają się dwa dni wcześniej, przed meczami ligowymi – dzień. Na szczęście plan nie jest restrykcyjny. Po treningach każdy może robić, co chce: pójść na kawę, pograć na PlayStation czy obejrzeć mecz.
Słyszałem, że niektórzy urządzają sobie przejażdżki terenówkami, korzystając z krajobrazu Azerbejdżanu. Koledzy nie namawiali pana na taki off-road?
Jeszcze nie, bo ostatnie pół roku było bardzo intensywne. Ale chcielibyśmy z żoną wybrać się w Góry Sewańskie. Wiosną będzie więcej czasu, bo mamy w kalendarzu tylko 14 spotkań plus trzy w Pucharze Azerbejdżanu.
Prowadzicie w lidze, a w Champions League dwukrotnie urwaliście punkty Atletico. Strzeliły korki od szampana?
Nasz trener bardzo nie lubi alkoholu, dlatego nie było mowy o hucznym świętowaniu. Premie za awans do fazy grupowej były dwu-, trzykrotnie mniejsze niż w Legii. Ja zapewniłem sobie w kontrakcie dodatkowe wynagrodzenie. Nie mogliśmy się porozumieć co do warunków finansowych, więc zaproponowałem indywidualną premię za awans. Władze klubu przystały na taki układ, chyba nie do końca wierzyły, że dostaniemy się do LM.
Zaczęło się od 0:6 z Chelsea. Wróciły wspomnienia z pierwszego spotkania Legii z Borussią Dortmund?
Po porażce w Londynie wcale nie byłem w fatalnym nastroju. Cztery bramki straciliśmy po stałych fragmentach gry – po rzutach rożnych i wolnych, po dość głupich błędach. Najważniejsze, że udało nam się podnieść i później prezentowaliśmy się już w miarę przyzwoicie.
W meczach z Romą i Chelsea zagrał pan na Stadionie Olimpijskim w Baku przed dwukrotnie większą publicznością niż w Warszawie. Futbol jest tak popularny w Azerbejdżanie czy to bardziej zasługa cen biletów, które w przeliczeniu na polską walutę kosztowały od 4 do 100 zł?
Te ceny były adekwatne do zarobków, więc nie sądzę, by był to decydujący czynnik. Kibice chcieli zobaczyć te wielkie drużyny na własne oczy. Ale na pewno miło się grało przed taką widownią. Tym bardziej że w lidze o takiej frekwencji możemy pomarzyć. Mamy swój mały stadion w naszej bazie, Azersun Arena, na który przychodzi po 2–3 tys. osób. Kameralnie, ale bardzo przyjemnie. Czasem gramy też na stadionie im. Tofika Bachramowa w Baku – tam odbywały się m.in. mecze eliminacji Ligi Mistrzów.
Kibice rozpoznają pana na ulicy, nauczyli się wymawiać pańskie nazwisko?
Często podchodzą i proszą o zdjęcie. Nie da się mnie nie zauważyć, moje blond włosy w Azerbejdżanie się wyróżniają. Większość mówi do mnie Kuba, tak jak mam napisane na koszulce.
A sędziom w Azerbejdżanie dał się pan już we znaki?
Muszę powiedzieć, że nie są nam przychylni (śmiech). Nie jest tajemnicą, że bardzo żywiołowo reaguję na decyzje arbitrów, kilku z nich już ode mnie oberwało. Staram się nad tym panować, bo trener jest na to wyczulony. Po którymś meczu dostałem nawet jakąś karę.
Gdyby Karabach grał w ekstraklasie, miałby szansę na mistrzostwo Polski?
Ostatnio spytał mnie o to jeden z naszych kibiców. Odpowiedziałem, że w tym momencie Karabach byłby liderem ekstraklasy. Ale jeszcze rok temu przegrałby z Legią.
Ogląda pan mecze polskiej ligi w telewizji?
Staram się być na bieżąco dzięki aplikacji DailyMotion. Problemem są spotkania rozgrywane o 20.30, u mnie jest wtedy 23.30 i zasypiam. Ekstraklasa jest w tym roku bardzo wyrównana, ciężko wskazać faworyta.
Z Legii, która grała w Lidze Mistrzów, niewiele zostało. Odeszli Nikolić, Prijović, Bereszyński, Odjidja-Ofoe, trener Magiera, spakowany jest już Guilherme.
Oglądałem ostatnio wywiad z prezesem Dariuszem Mioduskim, w którym mówił, że na 95 proc. wyjedzie także Michał Pazdan. Zespół ma być odmładzany. Trzymam kciuki za Legię, bo jest w moim sercu, ale nie sądzę, by ten plan dało się łatwo wprowadzić w życie i zdobyć od razu mistrzostwo Polski.
Jest pan w stałym kontakcie z kolegami z Legii?
Najbardziej z Radkiem Cierzniakiem, bo siedział koło mnie w szatni i mieliśmy dobre relacje. Ale mam również kontakt z członkami sztabu: Konradem Paśniewskim, Maćkiem Tabiszewskim i Wojtkiem Zepem, z którym tworzę vloga.
Nie zapomina pan też o kibicach z Łazienkowskiej. We wrześniu zrekompensował pan niepełnosprawnym fanom Legii brak Ligi Mistrzów, opłacając ich wyjazd do Londynu. Byli na waszym meczu z Chelsea, zwiedzili stadiony Stamford Bridge i Emirates.
Pomysł zrodził się w dniu rewanżowego spotkania z Sheriffem Tyraspol w eliminacjach Ligi Europy. Chciałem, by mimo odpadnięcia Legii mogli pojechać na jakiś mecz pucharowy. Zorganizowałem zbiórkę, wsparli ją finansowo prezesi Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel. Kibice przed meczem stawili się całą grupą przed naszym hotelem z napisem „Kuba, dziękujemy", zaśpiewali dwie, trzy piosenki o Karabachu. Łezka zakręciła się w oku, bo zawsze byłem z nimi blisko.
Wspiera pan również inne zbiórki poprzez platformę crowdfundingową MakesItTrue.com. Na czym polega ten projekt?
Łączy potrzebujących z gwiazdami sportu i show-biznesu. Znane osoby mogą pomóc w uzyskaniu funduszy na ważne i szczytne cele. Kiedy otrzymałem propozycję zostania jednym z „aniołów", nie zastanawiałem się długo. Tym bardziej że każda zbiórka jest gruntownie weryfikowana, by nie doszło do oszustw, takich jak głośna sprawa Roberta Lewandowskiego, który wpłacił 100 tys. zł na fikcyjną aukcję. Lubię pomagać, sprawia mi to przyjemność. Ruszyły właśnie dwie zbiórki pod moimi skrzydłami: na chorą Hanię, córkę byłego sędziego ekstraklasy Marcina Wróbla, oraz na Arturka Czubę, który potrzebuje rehabilitacji. Zaprosiłem też do współpracy firmę Puma, w akcję zaangażowała się Fundacja Legii, kilka gadżetów przekazał prezes PZPN Zbigniew Boniek.
Piłkarze angażują się w akcje charytatywne. Fundację pomagającą dzieciom założyli niedawno Piotr Zieliński i Kuba Błaszczykowski.
Niektórzy mówią, że jak się pomaga, to nie powinno się o tym opowiadać. Jestem innego zdania. Osoby znane powinny korzystać ze swojej popularności. I w takim celu powstał właśnie portal MakesItTrue.com.
Święta spędzi pan w Polsce?
Chciałbym spędzić Wigilię w rodzinnym gronie, odwiedzić teściów. Przez ostatnie pół roku nie byłem w Polsce i mam dużo do nadrobienia.
rozmawiał Tomasz Wacławek
Jakub Rzeźniczak, 31 lat, obrońca. W Legii ponad 300 meczów, również jako kapitan drużyny. Zdobył pięć tytułów mistrzowskich (2006, 2013, 2014, 2016, 2017). W lipcu podpisał dwuletni kontrakt z Karabachem Agdam. W reprezentacji Polski zagrał dziewięć razy. Debiutował w 2008 roku.