Korespondencja z Kataru
Organizatorzy najpierw zafundowali kibicom sprint przez historię - były maskotki i piosenki z poprzednich turniejów oraz uszlachetniony siwizną Morgan Freeman - a później po oczach uderzyła teraźniejszość. Emirowi Tamimowi w loży honorowej, tak samo jak cztery lata temu Władimirowi Putinowi, towarzyszyli szef FIFA Gianni Infantino i saudyjski książę koronny Mohammed bin Salman.
Sędzia gwizdnął, kibice śpiewali, wszystko szło dobrze aż do trzeciej minuty. Enner Valencia trafił do siatki, ale wcześniej był spalony. Minęło kilka chwil, kapitana Ekwadorczyków powalił bramkarz gospodarzy i sam Valencia znów trafił do siatki - tym razem prawidłowo.
Czytaj więcej
Wątpliwości zrodziły się już w trzeciej minucie. Katarski bramkarz wyszedł zbyt daleko od bramki,...
Nie pomógł zorganizowany doping fanów wystrojonych w katarskie koszulki, nie pomogło zatroskane spojrzenie Tamima. Ekwadorczycy organizowali naloty dywanowe na pole karne gospodarzy, kolejną bramkę dołożył Valencia i z każdą upływającą minutą coraz bardziej stawało się jasne, że może oglądamy nawet najsłabszą drużynę gospodarzy w całej historii mundiali.