Rekordzista wszech czasów schodził ze sceny niepokonany. Po zdobyciu dziewiątego z rzędu tytułu w barwach Citroena rzucił się z końcem sezonu 2012 w wir nowych wyzwań. Po odejściu z WRC do życiorysu sportowego dołożył dwie trzecie lokaty w Mistrzostwach Świata Samochodów Turystycznych, drugą pozycję w Rajdzie Dakar przed dwoma laty, a w mistrzostwach świata w rallycrossie był w dwóch poprzednich sezonach czwarty.
Sporadycznie startował też w rajdach – w tych mniejszych jego pilotem była żona Severine, a w gościnnych występach w MŚ na prawy fotel wracał wierny współautor rekordów Daniel Elena. Przez sześć lat rozbratu z WRC utytułowany duet osiem razy pojawiał się na starcie największych imprez, zawstydzając regularnie startujących zawodników. Do kolekcji sukcesów dorzucili aż trzy zwycięstwa i jedno drugie miejsce, a w pozostałych czterech rajdach wygrywali odcinki specjalne.
Teraz 44-letni Loeb planuje sześć startów w barwach ekipy Hyundai. Mówi, że nie będzie miał problemów z rolą kierowcy pracującego na sukces zespołu oraz lidera, czterokrotnego wicemistrza świata Belga Thierry'ego Neuville'a, ale wcale nie jest powiedziane, że w scenariuszu na sezon 2019 nie przejmie jednak bardziej eksponowanej roli.
Tegoroczną walkę Loeb rozpocznie od startu w Rajdzie Monte Carlo, gdzie wygrywał siedmiokrotnie, oraz w Szwecji. Na skandynawskim śniegu w 2004 roku odniósł pamiętny triumf, wygrywając jako pierwszy kierowca spoza Szwecji i Finlandii. Nie jest zatem wykluczone, że po dwóch pierwszych rundach sezonu i przed oddaniem na Rajd Meksyku samochodu swojemu zmiennikowi w Hyundaiu Daniemu Sordo to właśnie francuski weteran będzie prowadził w klasyfikacji MŚ.
– Nie startowałem w rajdach przez ponad pięć lat. Nie mam już takiego rytmu jak obecni zawodnicy ani takiej znajomości aktualnych rajdów. Cieszę się z roli drugiego czy trzeciego kierowcy, ze startów pod mniejszą presją – mówi Loeb.