– Przecież my nie ratujemy tylko polskiej ligi, ale cały żużel. Jeśli zawodnicy nie będą zarabiać, to dadzą sobie spokój z żużlem i pójdą do normalnej pracy – stwierdził Piotr Szymański, przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego, po nieudanych rozmowach z władzami lig angielskiej, duńskiej i szwedzkiej.
Gdy zapowiedziano start polskiej ligi na połowę czerwca, rozpoczęły się przygotowania, najpierw legislacyjne. Na początku wprowadzono regulamin sanitarny oraz ustalono nowe wytyczne, np. kto w czasie meczu może odkręcić nakrętkę zbiornika paliwa przy tankowaniu motocykla.
Ale prawdziwa bomba wybuchła, gdy zmieniono regulamin przynależności klubowej. Zawodnikom zakazano opuszczania Polski przez cały sezon, chyba że zostanie zniesiona kwarantanna, obowiązkowa po przekroczeniu granicy. Złamanie tego zapisu skutkuje rozwiązaniem kontraktu w Polsce i zakazem jazdy u nas w przyszłym roku.
Co więcej, zawodnicy z Wielkiej Brytanii, Szwecji oraz Danii muszą złożyć oświadczenie o braku podpisanej umowy z klubami z tych państw (żużlowcy mają kontrakty w różnych krajach, co jest nie do pomyślenia w innych dyscyplinach). Pomysł był prosty – 8 maja wszyscy zjeżdżają do Polski, trafiają na kwarantannę, a po niej przechodzą testy na koronawirusa. Pod koniec maja ruszają treningi, dwa tygodnie później liga.