Niemiec był rekordzistą od końcówki sezonu 2006 – w następnym roku Hamilton zadebiutował w F1, a „Schumi" odszedł na emeryturę. Wrócił z niej po trzech latach przerwy i spędził trzy nieudane sezony w Mercedesie, gdzie następnie – od 2013 roku – jego miejsce zajął Hamilton. Brytyjczyk miał wtedy na koncie jeden mistrzowski tytuł, wywalczony w sezonie 2008, oraz 21 wygranych wyścigów.
Był to schyłek epoki silników spalinowych – od sezonu 2014 samochody F1 wyposażone są w hybrydowe jednostki napędowe i w tej erze Mercedes niepodzielnie rządzi na wyścigowych torach. Hamilton skrzętnie to wykorzystuje: powiększył swoją kolekcję o pięć tytułów i w zasięgu ręki ma wyrównanie innego rekordu Schumachera: w tym sezonie tylko wyjątkowy kataklizm może pozbawić go siódmego mistrzostwa świata. Już teraz ma na koncie tyle zwycięstw, ile łącznie trzeci i czwarty kierowca na liście wszech czasów – Alain Prost (51) i Ayrton Senna (41).
Skromne pochodzenie
Kibice lubią rozważania, kto jest najwybitniejszym kierowcą w historii F1. Pomocą muszą służyć właśnie statystyki, bo poza Prostem i Senną inni giganci kierownicy praktycznie nie mieli możliwości, by mierzyć się ze sobą w bezpośredniej walce na torze.
Jednak analiza suchych liczb w tak technicznej dyscyplinie, jaką jest Formuła 1, nie może przynieść jednoznacznego rozstrzygnięcia – lepszy jest Schumacher czy Hamilton? A może Senna czy herosi z naprawdę odległych czasów, jak Juan Manuel Fangio, pięciokrotny czempion z lat 50.?
Rzetelne porównanie możliwości kierowców jest praktycznie niemożliwe. W świecie F1 zbyt szybko zmieniają się realia, a Schumacher i Hamilton osiągali sukcesy w różnych okolicznościach.