Korespondencja z Soczi
Kryteria są bardzo klarowne. Stary świat to tradycja i przede wszystkim pasja lokalnych kibiców, tłumnie przybywających na tor i tworzących wyjątkową, wyścigową atmosferę. Umundurowani w repliki zespołowych ubrań fani pilnują wejść do sanktuarium jakim jest niedostępny dla zwykłych śmiertelników padok. Polują na zdjęcia z kierowcami, ważnymi personami czy nawet szeregowymi pracownikami wyścigowych ekip. Wytrawni łowcy autografów mają przygotowane segregatory ze zdjęciami i sprawnie wyławiają nie tylko aktualnych, ale też dawnych zawodników, pełniących obecnie inne funkcje w kolorowym cyrku. Mimo różnorodności zespołowych barw, tłum kibiców zawsze tworzy jedną wielką rodzinę, dzieląc się historiami z wypraw na inne tory i omawiając aktualną sytuację w świecie Formuły 1. Na przeszkodzie nie stoją ani różnice językowe, ani osobiste sympatie do poszczególnych zawodników czy ekip. Nierzadko widuje się nawet członków jednej rodziny, odzianych w stroje rywalizujących ze sobą zespołów.
Kolebką Formuły 1 jest Europa, więc prym w rankingu najbardziej klimatycznych zawodów wiodą rzecz jasna Włochy, Wielka Brytania czy Belgia. W inne rejony świata wyścigi Grand Prix zapuszczały się już dekady temu, więc lokalna pasja zdążyła się rozwinąć i pięknie kwitnie do tej pory. Tak jest rzecz jasna w Ameryce Południowej, ale też w tętniących życiem Melbourne i Montrealu czy na japońskiej głębokiej prowincji, wokół słynnej Suzuki. Ten kraj to swoją drogą ewenement: w przeszłości nieraz musiano losować osoby, którym przypadał w udziale zaszczyt kupienia biletu, bo chętnych bywało kilkakrotnie więcej niż miejsc na trybunach. Do dziś japońscy fani przesiadują na torze praktycznie cały dzień, także długie godziny po wyścigu – obserwując, jak mechanicy rozmontowują samochody i pakują je oraz wyposażenie garaży do kontenerów. Do tego popisują się niebywała fantazją i wyrażają swoją pasję oraz uwielbienie do kierowców nie tylko wymyślnymi, własnoręcznie przygotowywanymi strojami i nakryciami głowy (na przykład w kształcie samochodu wyścigowego albo tylnego skrzydła, ze sterowanym za pomocą sznurka ruchomym górnym płatem), ale też pomysłowymi prezentami dla samych zawodników. Laurki, figurki, karykatury i inne drobiazgi są tam na porządku dziennym.
Z punktu widzenia walczących o punkty kierowców atmosfera podczas weekendu nie powinna mieć większego znaczenia. Mało tego, być może wielu z nich – chociaż głośno się do tego nie przyznają – woli ciche, spokojniejsze zawody zamiast szalejących tłumów włoskich czy brytyjskich fanów. Jeśli ktoś taki się znajdzie, to na pewno świetnie się poczuje w wyścigowym nowym świecie. Przez ostatnią dekadę z okładem namnożyło się rund, które zdają się być uosobieniem marketingowej strony Formuły 1. Dla organizatorów i gospodarzy są przede wszystkim wizytówką możliwości danego państwa lub próbą pokazania całemu światu, że w kraju wszystko dobrze się dzieje i można sobie pozwolić na ugoszczenie jednego z największych i najdroższych sportowych widowisk świata, praktycznie nie licząc się z kosztami. Absolutny brak wyścigowych tradycji czy zainteresowania ze strony lokalnych fanów nie ma najmniejszego znaczenia.