Cel minimum został osiągnięty – Przygoński, mimo dużej konkurencji, poprawił swoją pozycję z ubiegłego roku (był wtedy siódmy). – Jesteśmy strasznie zmęczeni, ale szczęśliwi i zadowoleni. Przez ostatnie dwa tygodnie mieliśmy naprawdę dużo przygód: od uszkodzonych kół, przez chorobę Toma po zakopane Mini. Udało się wyjść ze wszystkich opresji, dopisało trochę szczęścia i kończymy rajd w pierwszej piątce. To nie jest nasze ostatnie słowo – zapowiada Przygoński. Nie ukrywa, że był to najcięższy Dakar, w jakim brał udział. – Zmieniła się jego formuła, ma teraz charakter bardziej przeprawowy i jest bardzo trudny terenowo. W tym roku było mnóstwo miejsc, w których walczyliśmy tylko o to, żeby przejechać. To już nie jest rajd, gdzie rywalizuje się na ułamki sekund i moim zdaniem to dobry kierunek rozwoju – dodaje Polak.