Przed sobotnią rundą Łaguta miał 9 punktów przewagi nad Zmarzlikiem. Taka różnica w historii Grand Prix została nadrobiona tylko raz, 25 lat temu, gdy Amerykanin Billy Hamill odrobił w ostatnich zawodach cyklu taką stratę do Duńczyka Hansa Nielsena. Trudno było więc mieć nadzieję na powtórkę z historii, tym bardziej, że miejsca w poszczególnych rundach punktowane są inaczej, niż w przeszłości.
Ale Łaguta rozpoczął turniej bardzo słabo. Po trzech seriach startów miał na koncie zaledwie trzy punkty. Zmarzlik regularnie punktował i nie miał kłopotów z awansem do półfinału, Rosjanin męczył się, ale w swoim czwartym występie wrócił na właściwe tory, a w piątym zapewnił awans do półfinału. Nie z czołowej lokaty, jak zwykle bywało, lecz dalej trzymał swój los we własnych rękach.
Indywidualnych Mistrzostw Świata ma w swoim dorobku Bartosz Zmarzlik - po 2 złote i srebrne oraz 1 brązowy
Zmarzlik, który wygrał fazę zasadniczą, spotkał się z Łagutą w półfinale, który stał się w ten sposób biegiem o mistrzostwo świata. Awans do finału turnieju w Toruniu gwarantowałby zawodnikowi Sparty Wrocław utrzymanie przewagi nad Polakiem w klasyfikacji generalnej. I tak się stało. Łaguta wygrał wyścig i nie miało już znaczenia, że Zmarzlik też wszedł do finału i obaj zmierzą się jeszcze raz.
Czytaj więcej
Betard Sparta Wrocław pokonała Motor Lublin 50:40 w rewanżowym meczu finałowym żużlowej PGE Ekstraligi. Tytuł mistrzów Polski wrócił do Wrocławia po 15 latach.