W piątek zawodnicy mieli do pokonania ponad 400 km odcinka specjalnego. Organizator w środku dystansu wprowadził jednak 130-kilometrową neutralizację i czas przejazdu liczony był z dystansu 277 km. I właśnie ten wyłączony z oesu fragment okazał się najtrudniejszy.
– Jechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów w fesz feszu. Dobrze, że nie musieliśmy się tam ścigać na sekundy, bo mogłoby się zrobić naprawdę niebezpiecznie – opowiada Sonik. – Od początku plan był taki, żeby starać się wygrać rajd bezbłędną nawigacją, dobrą technicznie jazdą, przygotowaniem quada i równym tempem. Jak na razie taktyka się sprawdza, więc mam zamiar stosować ją aż do mety w Dunhuang. Dziś przejechałem jeden z najszybszych odcinków w życiu. W zasadzie płaski i twardy. Trzeba było bardzo uważać na skały, kamienie oraz nawigację, bo poruszaliśmy się prawdziwą plątaniną dróg i ścieżek.