Reklama
Rozwiń

Królowa bez twarzy

W piątek pierwsze konkurencje lekkoatletyczne. Gwiazdy zaczynają walkę o tytuły, Polacy o jakiekolwiek medale, a cała lekkoatletyka o odzyskanie dobrego imienia po aferach dopingowych. Gorzej niż w Atenach być już chyba nie może - pisze nasz dziennikarz z Pekinu

Publikacja: 13.08.2008 19:27

Usain Bolt trenuje przed piątkowym startem

Usain Bolt trenuje przed piątkowym startem

Foto: AFP

Gdyby Michael Johnson przebrał się znowu w strój czterystumetrowca, nie wyróżniałby się w tłumie startujących. Stoi w biurze prasowym napięty jak struna, obcisła szara koszulka pokazuje, że mistrz zagląda jeszcze ciągle na siłownię i stadion. Obok przechodzi Ato Boldon, pracujący tutaj dla NBC, i Marie Jose Perec, biegająca z kamerą francuskiej telewizji. Ściągają spojrzenia wszystkich wokół, czasem ktoś poprosi o zdjęcie albo - z mniejszą nadzieją na sukces - o wywiad. Dziennikarska giełda przekazuje kolejne nazwiska: jest też Maurice Green, Colin Jackson, ktoś widział Dennisa Mitchella.

- Czy chce pan coś powiedzieć Michaelowi Phelpsowi? - pyta Johnsona jeden z dziennikarzy. - Nie sądzę, żeby chciał coś ode mnie usłyszeć - odpowiedź jest bardziej niż chłodna. Mina rekordzisty świata na 200 i 400 metrów mówi: Panowie, o pływaniu słyszeliśmy już wystarczająco dużo. Może zostaniemy przy lekkoatletyce?

Od piątku stadion w kształcie Ptasiego Gniazda ma być teoretycznie najważniejszym miejscem igrzysk, ale wszystko wskazuje na to, że przez pierwsze trzy dni będzie się jeszcze musiał dzielić splendorem ze stojącym obok Water Cube, i to raczej w nierównych częściach. Tam jest Phelps, Carl Lewis pływania. Lekkoatletyka nie ma dziś nawet drugiego Michaela Johnsona.

Starego mistrza rozpoznają wszyscy, gorzej poszłoby z tym, dla którego Johnson tutaj przyjechał. Jego uczeń Jeremy Wariner ma w Chinach bronić tytułu mistrza olimpijskiego z Aten na 400 m, w międzyczasie zdobył też cztery złote medale mistrzostw świata. Jest jednym z najwybitniejszych sportowców ostatnich lat, ale jeśli zdejmie swoje okulary przeciwsłoneczne, może iść na zakupy w Pekinie bez wielkich obaw, że tłum nie da mu spokoju.

Łatwiej dziś pobić rekord świata w biegu na sto metrów, niż wykreować lekkoatletycznego bohatera z długim terminem ważności. Tyczkarka Jelena Isinbajewa to jeden z wyjątków, ale jest ich niewiele. Zaczęła się poważna walka z dopingiem i seryjni zwycięzcy stali się rzadkością. Nawet sprint nie ma dziś jednego króla, ale trzech, i najszybszy z nich Usain Bolt poza Jamajką też może spokojnie spacerować po ulicach, w okularach czy bez. Asafa Powell narzeka, że jako rekordzista świata nie dostawał właściwie żadnych nowych propozycji reklamowych. Sponsorzy bali się zaryzykować.

W piątek rano czasu pekińskiego staną na starcie eliminacji. Bolt, od maja rekordzista świata, Powell, poprzedni rekordzista, i Tyson Gay, mistrz świata na 100 i 200 m, który przez kontuzję nie zakwalifikował się do startu na dłuższym dystansie. Jeden jest bardziej nieśmiały od drugiego, żaden nie chce powiedzieć: ja wygram, inni mogą mi wiązać buty. Od fanfaronady z czasów Greena dzielą ich lata świetlne i nawet nie chcą skracać tego dystansu. - Pamiętam, że jak oglądaliśmy w domu transmisje z zawodów, mama mówiła: ten to się popisuje. Więc wiedziałem, że ja tak nie powinienem - mówi Gay.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w sobotę o 22.30 (16.30 w Polsce) spotkają się w finale. Zapowiada się najszybszy bieg od lat, być może nawet kolejny rekord świata. Powell ma opinię mistrza mityngów, w wielkich imprezach zawodził. Świetnie biega pierwszą część, na finiszu miewa kłopoty. Gay jest tam znacznie lepszy. Jeśli zostanie mistrzem olimpijskim, będzie pierwszym, który wcześniej w sezonie ani razu nie pokazał się w Europie. Bolt to zagadka. - Usain nie ma techniki sprintera, tylko zdrowie i szybkie długie nogi. Z jego wzrostem kiedyś grało się w koszykówkę, a nie biegało sprinty. Teraz się okazuje, że może to był błąd - mówi Ato Boldon.

Zdaniem Boldona jest jeden lekkoatleta, który na pewno wyjedzie z Pekinu jako gwiazda pierwszej wielkości. - Dayron Robles przeniesie bieg na 110 metrów przez płotki w inną rzeczywistość - mówi o Kubańczyku, który w tym sezonie odebrał Liu Xiangowi rekord świata. - Wiem, że Liu jest razem z Yao Mingiem sportowym królem Chin, ale moim zdaniem historia taka jak z Cathy Freeman w Sydney się nie powtórzy. Chińczyk nie zdobędzie złotego medalu.

Ostatnio w igrzyskach i mistrzostwach świata pierwsze dni były przedstawieniem Caroliny Klueft, ale Szwedce znudził się siedmiobój i w Pekinie wystartuje tylko w skoku w dal i trójskoku. Zwalnia się scena dla innych bohaterów. Jako pierwsi odbiorą medale kulomioci, zaczynają finał w piątek o 15 polskiego czasu. Jest nadzieja że Tomasz Majewski po poprawieniu w tym sezonie rekordu życiowego nie poprzestanie na samym awansie do finału. Na liście światowej jest dziesięciu zawodników z lepszymi wynikami, ale czterech z nich to Amerykanie, a może wystartować tylko trzech. Jest też trójka siłaczy ze Wschodu, którzy najdalej rzucali w Mińsku, Grodnie i Soczi, gdzie kontrolerom antydopingowym rzadko chce się zaglądać. Przypadki niemocy tam, gdzie kontrole są gwarantowane, zdarzają się w rzutach bardzo często.

Również w piątek zaczyna eliminacje biegu na 400 metrów przez płotki Marek Plawgo, w sobotę są kwalifikacje skoku wzwyż z Moniką Pyrek i Anną Rogowską. Oba finały zaplanowano na poniedziałek, potem będziemy trzymać kciuki za dyskobola Piotra Małachowskiego (finał we wtorek), Annę Jesień (bieg finałowy na 400 m ppł w środę), może za sztafetę czterystumetrowców w ostatni weekend igrzysk. Reprezentacja lekkoatletyczna liczy ponad 60 osób, ale innych kandydatów do wysokich miejsc wymienić trudno, chyba że rywali będzie ubywać w takim tempie jak tych z rosyjskiej reprezentacji, w której już 11 osób jest odsuniętych od startu za doping.

Asafa Powell od przyjazdu do Pekinu był badany cztery razy, zawsze pobierano mu krew i jak mówi półżartem, trochę się już irytuje, bo jak tak dalej pójdzie zabraknie mu sił na finał. Tyson Gay ma za sobą dwa testy, krwi i moczu. Obaj zapewniają, że są symbolami nowego pokolenia, skromnego i czystego od dopingu, więc jest nadzieja, że będą mogli dalej opowiadać o badaniach z uśmiechem, nie tylko dziś, ale też za rok lub dwa. Lekkoatletyka potrzebuje tego teraz bardziej niż rekordów.

Gdyby Michael Johnson przebrał się znowu w strój czterystumetrowca, nie wyróżniałby się w tłumie startujących. Stoi w biurze prasowym napięty jak struna, obcisła szara koszulka pokazuje, że mistrz zagląda jeszcze ciągle na siłownię i stadion. Obok przechodzi Ato Boldon, pracujący tutaj dla NBC, i Marie Jose Perec, biegająca z kamerą francuskiej telewizji. Ściągają spojrzenia wszystkich wokół, czasem ktoś poprosi o zdjęcie albo - z mniejszą nadzieją na sukces - o wywiad. Dziennikarska giełda przekazuje kolejne nazwiska: jest też Maurice Green, Colin Jackson, ktoś widział Dennisa Mitchella.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku