Gdyby Michael Johnson przebrał się znowu w strój czterystumetrowca, nie wyróżniałby się w tłumie startujących. Stoi w biurze prasowym napięty jak struna, obcisła szara koszulka pokazuje, że mistrz zagląda jeszcze ciągle na siłownię i stadion. Obok przechodzi Ato Boldon, pracujący tutaj dla NBC, i Marie Jose Perec, biegająca z kamerą francuskiej telewizji. Ściągają spojrzenia wszystkich wokół, czasem ktoś poprosi o zdjęcie albo - z mniejszą nadzieją na sukces - o wywiad. Dziennikarska giełda przekazuje kolejne nazwiska: jest też Maurice Green, Colin Jackson, ktoś widział Dennisa Mitchella.
- Czy chce pan coś powiedzieć Michaelowi Phelpsowi? - pyta Johnsona jeden z dziennikarzy. - Nie sądzę, żeby chciał coś ode mnie usłyszeć - odpowiedź jest bardziej niż chłodna. Mina rekordzisty świata na 200 i 400 metrów mówi: Panowie, o pływaniu słyszeliśmy już wystarczająco dużo. Może zostaniemy przy lekkoatletyce?
Od piątku stadion w kształcie Ptasiego Gniazda ma być teoretycznie najważniejszym miejscem igrzysk, ale wszystko wskazuje na to, że przez pierwsze trzy dni będzie się jeszcze musiał dzielić splendorem ze stojącym obok Water Cube, i to raczej w nierównych częściach. Tam jest Phelps, Carl Lewis pływania. Lekkoatletyka nie ma dziś nawet drugiego Michaela Johnsona.
Starego mistrza rozpoznają wszyscy, gorzej poszłoby z tym, dla którego Johnson tutaj przyjechał. Jego uczeń Jeremy Wariner ma w Chinach bronić tytułu mistrza olimpijskiego z Aten na 400 m, w międzyczasie zdobył też cztery złote medale mistrzostw świata. Jest jednym z najwybitniejszych sportowców ostatnich lat, ale jeśli zdejmie swoje okulary przeciwsłoneczne, może iść na zakupy w Pekinie bez wielkich obaw, że tłum nie da mu spokoju.
Łatwiej dziś pobić rekord świata w biegu na sto metrów, niż wykreować lekkoatletycznego bohatera z długim terminem ważności. Tyczkarka Jelena Isinbajewa to jeden z wyjątków, ale jest ich niewiele. Zaczęła się poważna walka z dopingiem i seryjni zwycięzcy stali się rzadkością. Nawet sprint nie ma dziś jednego króla, ale trzech, i najszybszy z nich Usain Bolt poza Jamajką też może spokojnie spacerować po ulicach, w okularach czy bez. Asafa Powell narzeka, że jako rekordzista świata nie dostawał właściwie żadnych nowych propozycji reklamowych. Sponsorzy bali się zaryzykować.