Jamajka bierze, Jamajka pierze

Zaczęły się rozliczenia w obozie złapanych na dopingu Asafy Powella i Sherone Simpson. Ich trener sugeruje, że wpadli, bo przestali go słuchać.

Publikacja: 17.07.2013 00:42

Stepen Francis: z księgowego – lekkoatletyczny cudotwórca

Stepen Francis: z księgowego – lekkoatletyczny cudotwórca

Foto: materiały prasowe

Stephen Francis to Jose Mourinho lekkoatletyki: głośny, skuteczny, nielubiany. Choć był biegaczem niewartym uwagi, choć pochodzi z kraju, który wcześniej trenerami nie słynął, został królem Midasem nie tylko w sprintach, bo do medali olimpijskich i mistrzostw świata doprowadził też płotkarki Melaine Walker i Brigitte Foster-Hylton oraz skoczka wzwyż Germaine'a Masona.

Stworzył od podstaw klub MVP (Maximixing Velocity and Power), który dziś jest jak Real Madryt biegów, i zagrozić mu może tylko Barcelona, czyli Racers Track Club, gdzie ćwiczy Usain Bolt.

Francis, jak Mourinho, nie gryzie się w język i wszędzie widzi spiski. Od lat wojuje z jamajską federacją, niewiele brakowało, a nie dostałby akredytacji na igrzyska w Pekinie, na których jego sportowcy zdobyli siedem medali.

Niedawno Francis skłócił się ze swoim wychowankiem Michaelem Fraterem: skrytykował go za chęć startu w wyborach do zarządu związku lekkoatletycznego. Zrobił to publicznie i tak ostro, że Frater, mistrz olimpijski w sztafecie, odszedł z grupy Francisa, z którym pracował od 20 lat.

Teraz trener odciął się od swojego najsłynniejszego ucznia Asafy Powella, złapanego na dopingu razem z Sherone Simpson, też z MVP. Zarzucił im, że słuchają już tylko swojego menedżera Paula Doyle'a.

– Niech z nim teraz rozstrzygną, co robić. Od początku mówiłem, że nie chcę tych ludzi z Kanady – powiedział Francis w jamajskim radiu Hitz o Kanadyjczyku Christopherze Xuerebie, specjaliście od przygotowania fizycznego, z którym Powell i Simpson pracowali od niedawna za namową Doyle'a.

A teraz przerzucają na Xuereba odpowiedzialność za pozytywny wynik testu, sugerując, że pomagająca w spalaniu tłuszczu metylsynefryna mogła się znaleźć w dostarczanych przez niego odżywkach.

Włoska prokuratura po policyjnym nalocie na hotel Jamajczyków w Lignano i zarekwirowaniu 50 paczek leków i odżywek wszczęła wczoraj śledztwo, by ustalić, czy Powell, Simpson i Xuereb złamali włoskie przepisy antydopingowe (doping jest w tym kraju przestępstwem). Trwa sprawdzanie, czy leki i odżywki zawierały zakazane substancje.

– Mówiłem Asafie: nie ufaj ludziom, którzy nie są z tobą od początku. Jak masz zatonąć, toń z tymi, których znasz od dawna – opowiada trener.

Francis pierze wszystkie brudy za jednym zamachem – i w MVP, i w systemie walki z dopingiem. Tam też trener widzi spisek. – Sport jest pełen oszustów, ludzie potrafią dotrzeć do laboratoriów antydopingowych i przekupić pracowników. Właśnie się dowiedziałem o dwóch nowych sterydach, które teraz są w obiegu – mówi Francis.

Jego wywiad jamajscy kibice nazwali w pierwszych komentarzach „wrzuceniem Asafy pod autobus". Francis zdradził, że od pewnego czasu jego lekkoatleci buntowali się, pokazując mu, że są już dorośli i mogą sobie poradzić sami.

– Nie wypieram się teraz Asafy, mówię tylko, że problem dotyczy jego osobistego trenera, niezwiązanego z naszym klubem – przekonuje. Jego zdaniem lekkoatleci złamali podstawową regułę MVP: każdą odżywkę i lek musi zaakceptować Francis.

Trener i MVP mają już za sobą jedną głośną wpadkę dopingową: Shelly-Ann Fraser-Pryce, mistrzyni olimpijska na 100 m z Pekinu i Londynu, została w 2010 r. złapana na przyjmowaniu oksykodonu. Francis stanął zdecydowanie po jej stronie i potwierdzał, że sam dał jej na ból zębów lek, który bierze na kamienie nerkowe, i który, jak się okazało, zawiera zakazaną substancję. Ale Shelly-Ann (dostała łagodną karę, pół roku zawieszenia) była wobec niego zawsze lojalna, a Asafa, jak się okazuje, nie.

Francis może powiedzieć: MVP to ja, on ten klub stworzył. Historia jest, jak to zwykle bywa w jamajskich sprintach, jak z bajki. Francis, czyli księgowy z wykształcenia, dźwigający gigantyczny brzuch, postanowił kilkanaście lat temu, że ma już dość robienia audytów i teraz będzie wychowywał najszybszych ludzi świata. Mało tego, będzie ich wychowywał na Jamajce, choć dotychczas szybcy ludzie uciekali stąd na stypendia do USA.

Na wyspie nie było zaplecza do treningów: ani bieżni, ani nauki i medycyny sportowej na odpowiednim poziomie. Ale Francis doszedł do wniosku, że tacy emigranci, choć zyskują pieniądze i warunki do treningu, tracą więcej, bo jako emigranci czują się gorsi.

Założył klub przy swojej uczelni, University of Technology (grupa Bolta, trenowana przez Glena Millsa, jest sprzymierzona z University of West Indies). Współpracuje ściśle z rektorem Utech Errolem Morrisonem, naukowcem i endokrynologiem, który był pierwszym szefem komisji antydopingowej na Jamajce i zasłynął m.in. stwierdzeniem, że jednym z sekretów jamajskich sukcesów w biegach są miejscowe słodkie ziemniaki i zielone banany, których jedzenie daje tyle, ile „codzienne branie sterydów".

Francis wyszukiwał do MVP sprinterów, których inni odrzucili. Lubi przypominać, że jego uczniowie rzadko jako dzieci wygrywali słynne Champs, mistrzostwa jamajskich szkół, które dla tej wyspy są tym, czym dla Ameryki finały lig zawodowych. To Francis jako jedyny uwierzył w Asafę Powella. I po kilku latach treningów zrobił z niego pierwszego rekordzistę świata na 100 m biegającego pod jamajską flagą.

A teraz, gdy Asafa przestał go słuchać, ma Nestę Cartera, który po wykreśleniu wyników złapanego na dopingu Tysona Gaya będzie najszybszym stumetrowcem sezonu 2013. Po prostu bajka. Aż szkoda, że to nie jest sezon dla bajkopisarzy.

Stephen Francis to Jose Mourinho lekkoatletyki: głośny, skuteczny, nielubiany. Choć był biegaczem niewartym uwagi, choć pochodzi z kraju, który wcześniej trenerami nie słynął, został królem Midasem nie tylko w sprintach, bo do medali olimpijskich i mistrzostw świata doprowadził też płotkarki Melaine Walker i Brigitte Foster-Hylton oraz skoczka wzwyż Germaine'a Masona.

Stworzył od podstaw klub MVP (Maximixing Velocity and Power), który dziś jest jak Real Madryt biegów, i zagrozić mu może tylko Barcelona, czyli Racers Track Club, gdzie ćwiczy Usain Bolt.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Patronat "Rzeczpospolitej"
To idzie młodość! Promocja aktywności fizycznej podczas Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Patornat "Rzeczpospolitej"
Zbliża się 26. Bieg po Nowe Życie
Patronat "Rzeczpospolitej"
Pomagaj, biegając! Znamy datę startu zapisów do Poland Business Run 2025
Lekkoatletyka
Korzeniowski Warsaw Race Walking Cup na nowej trasie