Dyskobol z agrafką

W Ptasim Gnieździe znów atrakcje od rana: Piotr Małachowski i Robert Urbanek awansowali do finału rzutu dyskiem, Kamila Lićwinko – do finału skoku wzwyż. Czwartkowym wieczorem dla jednych Bolt i reszta, dla nas Anita, Bolt i reszta

Aktualizacja: 27.08.2015 07:40 Publikacja: 27.08.2015 07:03

—korespondencja z Pekinu

Gdyby nie Piotr Małachowski, w polskiej lekkiej atletyce byłoby stanowczo zbyt smutno. Dzięki niemu zaś, eliminacje trzymały w napięciu dobre pół godziny, no i zakończenie było dobre, co, jak w filmie, ma znaczenie.

Pan Piotr zrobił tak: wszedł do koła, zakręcił, popatrzył na to co wyszło (wyszedł dysk niemrawo lecący w okolice 58. metra) i próbę celowo spalił. Pierwsze koty za płoty. Do drugiego rzutu podszedł niby bardziej skupiony, ale gdzie tam: 59,08; do granicy spokoju, ustawionej wysoko, na 65. metrze, jeszcze tyle murawy, że ho, ho.

No i u polskiego kandydata do złota pojawił się stres. Dla jednych oznacza to paraliż postępowy, dla innych pobudkę i przypływ koncentracji. Dla Małachowskiego na szczęście to drugie, choć dyskobol szczęściu pomógł starym sposobem: parę razy mocno dźgnął się agrafką w rękę, dołożył parę obelżywych słów pod własnym adresem, w celu wzmocnienia efektu.

Może niektórych to zdziwi, ale sposób działa – 65,59 m, żółta linia pokonana, drugi wynik eliminacji jest, słabości głowy (bo przecież nie ciała), zwyciężone. – Byłem zbyt pewny siebie i rozluźniony. Gdy wiedziałem, że nie czuję się najlepiej, było całkowicie inaczej, adrenalina mnie mobilizowała. Teraz wyszedłem z założenia, że jak na treningach rzucam prawie 70 m, to 65 nie powinno być żadnym problemem. Okazało się, że jaja zostawiłem w hotelu, mam nadzieję, że je znajdę do finału. Najtrudniejsze zadanie chyba mam za sobą, choć medal też nie będzie łatwo zdobyć – mówił, już nieco spokojniejszy.

Po krótkim wahaniu mistrz dodał jeszcze parę słów, które dobrze świadczą o jego żuromińskim wychowaniu. – Chciałbym jednak przeprosić ludzi, którzy oglądali transmisję z eliminacji, bo padło z moich ust tyle tzw. słów, że aż mi wstyd. Jestem zdegustowany swoją postawą – rzekł, zapewniając, że w finale nawet urwana noga, nie powstrzyma go od walki.

Finał dyskoboli zaplanowano na sobotę od 13.50 czasu polskiego, więc łatwo sprawdzić. Robert Urbanek też tam będzie. Drugi z Polaków wybrał bardziej spokojny sposób awansu. Pierwszy rzut – 62,97; drugi – 64,23 i było wiadomo, że wystarczy (to był piąty wynik eliminacji). Trzecią próbę mógł spalić, co uczynił.

W sprawie awansu Kamili Lićwinko, halowej mistrzyni świata z Sopotu dobre wieści przyszły już po jej czwartym skoku (wysokość 1,92 m pokonana w pierwszej próbie, wcześniej 1,85 też w pierwszej i 1,89 w drugiej).

Sędziowie uznali, że nie będą dłużej męczyć szczupłych pań, skoro 13 z nich skoczyło 1,92 m, to eliminacji wystarczy, po co tracić czas w celu wyeliminowania tylko jednej osoby na wysokości o dwa centymetry wyższej. Pani Kamila, co zrozumiałe, też była wdzięczna i zapewniała polskich dziennikarzy, że starać się będzie wykorzystać zgromadzoną w sobie energię w celach wszystkim wiadomych.

Eliminowali się jeszcze biegacze na 1500 m (rządzili Kenijczycy), biegaczki na 5000 m (rządziły Etiopki), panie skaczące w dal (Ivana Španovic ustanowiła rekord Serbii – 6,91, brytyjska wieloboistka Katarina Johnson-Thompson próbuje wziąć odwet za trzy spalone skoki w siedmioboju, nawet dobrze jej poszło – 6,79) i płotkarki na 100 m. W tej ostatniej konkurencji awans do półfinału zdobyła Karolina Kołeczek i to z tzw. dużym Q, co oznacza dobre miejsce, a nie czekanie na wystarczająco dobry czas (czyli małe q). Czas polskiej płotkarki – 13,05.

Czwartkowy wieczór, jak wiadomo, zarezerwowany jest dla Anity Włodarczyk i (z zachowaniem wszelkich proporcji) Usaina Bolta. Ona rzuca bardzo daleko złotym młotem, on znów odpiera siły zła w osobie Justina Gatlina w finale sprintu na 200 m. Role dodatkowe, lecz znaczące: trójskoczkowie i biegaczki na 400 m. Jedno jest pewne – nie wygra Kenijka lub Kenijczyk, z tej racji, że w tych finałach reprezentantów Kenii nie ma.

—korespondencja z Pekinu

Gdyby nie Piotr Małachowski, w polskiej lekkiej atletyce byłoby stanowczo zbyt smutno. Dzięki niemu zaś, eliminacje trzymały w napięciu dobre pół godziny, no i zakończenie było dobre, co, jak w filmie, ma znaczenie.

Pozostało 94% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego. Zlot gwiazd na Stadionie Śląskim
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski