Impreza miała charakter kadłubowy. World Athletics wcisnęła ją w kalendarz na koniec sezonu halowego, już po mistrzostwach Europy, które niektórzy potraktowali priorytetowo. To – oraz fakt, że trwa rok poolimpijski, a lekkoatletyczne lato już za pasem – przełożyło się na listy startowe bez wielu gwiazd. Było to widać zwłaszcza podczas zamykających rywalizację w Nankinie biegów sztafetowych.
Polek dwa tygodnie wcześniej w Apeldoorn w ogóle nie było, bo się na halowe mistrzostwa Europy nie zakwalifikowały. Teraz do uczestniczek imprezy rangi światowej dołączyły rzutem na taśmę, po wycofaniu innych ekip. Udział w finale wzięło ostatecznie jedynie pięć sztafet, a wśród nich ta złożona z anonimowych nawet dla zainteresowanego królową sportu kibica reprezentantek Chin i Sri Lanki.
Czytaj więcej
Ewa Swoboda była czwarta, a Justyna Święty-Ersetic - piąta na halowych mistrzostwach świata w Nankinie. Jakub Szymański mógł zdobyć nawet złoto, ale odpadł w półfinale.
Halowe mistrzostwa świata. Sztafeta wykorzystała szansę
Polki zdobyły srebro. Justyna Święty-Ersetic, czyli ta najbardziej doświadczona, pobiegła na pierwszej zmianie i oddała pałeczkę jako pierwsza. Później Polkom uciekły Amerykanki, ale startująca dziś już głównie na 800 metrów Aleksandra Formella, 17-letnia Anastazja Kuś oraz specjalizująca się w biegu płotkarskim Anna Maria Gryc nie dały się dogonić Australijkom i minęły metę jako drugie.
Dla Święty-Ersetic to dziesiąty medal sztafetowy w karierze. Zespół prowadzony przez Aleksandra Matusińskiego wrócił w Nankinie na podium po dwóch latach przerwy i brązowym medalu halowych mistrzostw Europy w Stambule (2023), gdzie akurat 32-latki nie było. Później były szóste miejsca mistrzostw świata (2023) i mistrzostw Europy (2024) oraz dziesiąte na igrzyskach w Paryżu (2024).