Korespondencja z Budapesztu
Wyciszkiewicz-Zawadzka ma 29 lat, jest wicemistrzynią świata w sztafecie z Dauhy (2019), ale miała prawo myśleć, że już nigdy na wielkiej imprezie nie wystartuje. Kontuzje zrobiły w jej karierze olbrzymią wyrwę: przeszła trzy operacje, sama opłaciła rehabilitację, zaczęła wpadać w depresję. Mówiła, że nagle z ponadprzeciętnie sprawnej kobiety stała się inwalidką. Zniknęła na dwa lata, ale dziś znów biega na mistrzostwach świata - także dzięki niej Polki wystąpią w finale.
Czytaj więcej
- Czuję się ambasadorką mojego kraju. Chcę pokazywać, że jesteśmy i walczymy oraz przekazywać rodakom w tych strasznych czasach pozytywne emocje - mówi "Rz" wicemistrzyni świata w skoku wzwyż, 21-letnia Ukrainka Jarosława Mahuczich.
Wyzwanie było spore. Alicja Wrona-Kutrzepa debiutowała na imprezie takiej rangi, Marika Popowicz-Drapała to z natury sprinterka, Wyciszkiewicz-Zawadzka dopiero wróciła do zdrowia, a Natalia Kaczmarek miała już w Budapeszcie trzy wyczerpujące biegi. Każda na swojej zmianie zrealizowała jednak plan. Miały siódmy czas półfinałów - Amerykanki zdyskwalifikowano - ale to nie mówi wszystkiego, bo od drugiej Kanady były wolniejsze o niecałą sekundę.
Mistrzostwa świata. Czy sztafeta może dolecieć do podium
Nie są bez szans, choć nikt przed mistrzostwami świata nie typował Polek do walki o medal. Ubytki kadrowe są duże. Małgorzata Hołub-Kowalik kilka dni temu urodziła dziecko, Iga Baumgart-Witan, Justyna Święty-Ersetic i Anna Kiełbasińska wracają do sił po kontuzjach, a Kinga Gacka oraz Aleksandra Gaworska są bez formy. Aleksander Matusiński jako trener-selekcjoner sztafety w tak trudnej sytuacji chyba jeszcze nigdy nie był.