Starszy szeregowy wykonał zadanie

Srebro Piotra Michałowskiego - powtórka z pchnięcia kulą była blisko. Polski dyskobol przegrał konkurs olimpijski tylko z mistrzem świata Gerdem Kanterem z Estonii

Aktualizacja: 20.08.2008 08:38 Publikacja: 20.08.2008 02:29

Starszy szeregowy wykonał zadanie

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Dwunastu wielkich ludzi wyszło na bieżnię, gdy Irena Szewińska w powadze członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego pojawiła się na stadionie, by dekorować tyczkarki. Przy Jelenie Isinbajewej zatrzymała się dłużej, coś jej szepnęła do ucha, może, że odchodzi z posady, bo nagle rosyjska mistrzyni zalała się łzami i płakała przez cały hymn – wyglądała jak mała skrzywdzona dziewczynka z Wołgogradu.

Po chwili dyskobole mieli już całe boisko dla siebie i zaczęli. Piotr Małachowski to oczywiście kawał chłopa, 192 cm wzrostu, 122 kg oficjalnej wagi. W dysku takie rozmiary to bliżej średniej. Na lewym ramieniu tatuaż, na prawym, tym od rzucania, nic. Machnął 66,45 m, dysk wylądował blisko prawej linii ograniczającej pole rzutów, siłacz puknął się w głowę, nie był zadowolony. Małachowski od czterech lat wygrywa walkę o tytuł najlepszego w Polsce, ale na świecie jeszcze się nie pokazał. W Göteborgu na mistrzostwach Europy był szósty, w Osace na mistrzostwach świata 12. Lepiej mu szło w mityngach, lecz mityngi nie budują sławy dyskoboli.

Ostatnimi czasy najsławniejszych jest dwóch: Gerd Kanter i Virgilius Alekna. Estończyk w końcu odebrał Litwinowi tytuł mistrza świata i wiele wskazywało na to, że rewanżu na igrzyskach nie będzie. Kilku innych rzucało już ponad 70 m, Polak miał w tym towarzystwie w miarę mocne miejsce ze swoim nowym rekordem życiowym i kraju jednocześnie – 68,65. Ten rekord padł w Sopocie 27 lipca, tuż przed startem igrzysk. Wygrane olimpijskie kwalifikacje wzmocniły optymizm.

W polskim obozie na trybunach zasiadła silna grupa wsparcia: mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski i siódmy młociarz igrzysk Szymon Ziółkowski. Wywiesili przez poręcz biało-czerwoną flagę i czekali.

Drugi rzut wybił ich w górę. Małachowski posłał dysk na odległość 67,82 m, ryknął, jak ryczy miotacz w chwilach największego napięcia, i jeszcze podskoczył, by rozładować resztki skumulowanych emocji. To był wynik, którym wygrywa się największe zawody. Nikt nie zwyciężył w igrzyskach z rezultatem powyżej 70 m, nawet w pięknych latach 80., gdy dopingowiczów nikt poważnie nie ścigał. Teraz było podobnie – większość rywali nie radziła sobie z granicą 66 m, dyskobole, jak kulomioci, są nerwowi.

Trzecia kolejka dała Kanterowi miejsce za Polakiem, ale przed Alekną. Małachowski się nie poprawił, ale przez chwilę miał trzy najlepsze wyniki konkursu. Wolno już było marzyć o medalu. Miotacz ma mazowieckie korzenie, jak Majewski. Urodzony w Żurominie, zamieszkały w Bieżuniu nad Wkrą; miasteczko ma 2000 mieszkańców, blisko stamtąd do Ciechanowa.W młodości grał na trąbce w bieżuńskiej orkiestrze dętej Ochotniczej Straży Pożarnej. Uroczystości gminne, pogrzeby i śluby, jak trzeba było, obsłużył. Z rzucania dyskiem i trąbienia w młodym wieku wyżyć się nie da, więc jeszcze dorabiał jako bramkarz, taki od zabaw i dyskotek.

Połączyć sport z zarabianiem nie jest łatwo, nowe środki dało więc wojsko zawodowe, do którego wstąpił. Starszy szeregowy Małachowski w czwartej próbie konkursu w Pekinie jeszcze raz podjął próbę postraszenia rywali, ale to raczej rywale postraszyli jego. Alekna – 67,79 m, tylko 3 cm mniej od lidera, i wreszcie wyszła olimpijska złota próba Kanterowi – 68,82 m. Polak spadł na drugie miejsce.

Tomasz Majewski zasłonił twarz, jego przyjaciel z mazowieckiej szkoły rzutów był wyraźnie zagrożony. Mimo wszystko zachował spokój. Położył swoje 120 kg na bieżni, zaczął rozciągać pas biodrowy. Rywali coś tknęło, bo nagle niemal wszyscy ruszyli do gimnastyki. I dwumetrowy Litwin, i 4 cm niższy Estończyk, Niemiec i nawet ciemnoskóry Hiszpan z Kuby Yennifer Frank Casanas. Zabawnie wyglądała ta gimnastyka szwedzka kolosów, ale też szybko się skończyła.

W konkursie był też Robert Fazekas, niedoszły mistrz z Aten, któremu odebrano medal z powodu niedopełnienia obowiązków przy pobraniu próbki moczu; całe Szombathely złożyło się na drugi, nawet większy. Węgier przerywał karierę, wracał, w ostatniej chwili zakwalifikował się na igrzyska. Uniknął losu Katherini Thanou, MKOl nie był przesadnie pamiętliwy i dopuścił go do rywalizacji. Powrót nie zrobił wrażenia – siódme miejsce, 3 m za Polakiem.

Druga połowa konkursu już niczego nie zmieniła. Kanter spokojny, Małachowski jakby za bardzo zadowolony, że ma srebro, już nie kręcił się w kole tak szybko. Alekna nie dowierzał przez chwilę smutnej prawdzie, że są już lepsi. Spalił ostatnie rzuty. Polak nie atakował, tylko po ostatniej próbie przestąpił celowo linię koła i zaczął swą radość. Jak potem cieszą się polscy miotacze, z grubsza można się domyślać, miny Majewskiego i Ziółkowskiego czekających na wicemistrza olimpijskiego obiecywały wiele.

Jest drugi polski medal w lekkiej atletyce, drugi w rzutach. W finałach są jeszcze dwie młociarki (Kamila Skolimowska i Anita Włodarczyk) i jedna oszczepniczka (Barbara Madejczyk). Dziś w finale na 400 m przez płotki pobiegnie Anna Jesień.

Więcej informacji z igrzysk: www.rp.pl/pekin2008

Piotr Małachowski, Wicemistrz olimpijski

Rz: Czy złoto było poza pańskim zasięgiem?

Piotr Małachowski: Szczerze mówiąc, tak. W czwartej próbie Estończyk rzucił tak daleko, że choć mówiłem sobie: walcz do końca, to po nieudanych rzutach stwierdziłem, że nie ma szans. Byłem już naprawdę zmęczony i chyba już zbyt zadowolony.

Co pod koniec zawiodło?

Nic nie zawiodło. Konkurs dość długo trwał. Masa, którą muszę rozkręcić, jest dosyć duża, dochodzi stała rozgrzewka, ruch, trudno jest utrzymać pełną moc. Szybkie nogi są moim atutem, ale czułem się już ociężały, wolny. I tak jestem zadowolony: srebro, trzeci wynik w życiu, czegóż chcieć więcej.

Czy sądził pan, że po drugiej świetnej próbie przestraszy pan rywali?

Nie, nie, tu byli Kanter, Alekna, Pestano, Fazekas, ludzie z wielkimi wynikami, zdobywcy medali mistrzostw świata i Europy. Do końca w tyle głowy było pytanie, czy któryś z nich mnie przerzuci czy nie.

Jakie rady słyszał pan przed konkursem?

Trener po prostu życzył mi, żebym rzucał daleko, Tomek Majewski i Szymon Ziółkowski, żebym zachował spokój, nie myślał o dalekich rzutach, lecz o tym, by dobrze wykonywać próby.

A ten wielki tatuaż na pańskim ramieniu co przedstawia?

Mówiłem już, to moja była dziewczyna. Żartuję, to taka piekielna maska.

Jakiego awansu pan oczekuje po tym medalu?

Musi pan zadzwonić do mojego dowódcy, ja nie wiem.A jaki jest obecny pański stopień: kapral, plutonowy czy chorąży?Nie powiem. Jakby był wysoki, tobym się pochwalił. No dobrze, starszy szeregowy.

Granatem rzuca pan dalej niż dyskiem?

Nie, ale też daleko.

Czy powstała już nowa polska szkoła miotaczy?

Raczej nie. W Sydney były dwa złote medale w rzucie młotem i mówiono o polskiej szkole, ale później wyniki były słabsze. Myślę, że po prostu w lekkiej atletyce jest sporo medali do zdobycia, nam się od czasu do czasu udaje w rzutach.

wysłuchał w Pekinie k.r.

Dwunastu wielkich ludzi wyszło na bieżnię, gdy Irena Szewińska w powadze członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego pojawiła się na stadionie, by dekorować tyczkarki. Przy Jelenie Isinbajewej zatrzymała się dłużej, coś jej szepnęła do ucha, może, że odchodzi z posady, bo nagle rosyjska mistrzyni zalała się łzami i płakała przez cały hymn – wyglądała jak mała skrzywdzona dziewczynka z Wołgogradu.

Pozostało 94% artykułu
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem