Pół roku temu nawet w Afryce nikt nie znał Jelimo, bo tytuł mistrzyni kontynentu juniorek na 800 m, to nie jest powód do specjalnego rozgłosu. Biegała, bo bieganie w kenijskiej prowincji Rift Valley, a zwłaszcza w dystrykcie Nandi, to jest dla wielu osób pomysł na dostatnie życie.
Tu swoją drogę do sławy zaczynali przecież mistrz olimpijski Kipchoge Keino i zwycięzca ostatniego maratonu londyńskiego Martin Lel, żeby wymienić sławy różnych pokoleń. Biegała, bo jej matka Esther Cheptoo Keter zwana Rhodą też kiedyś była lekkoatletką, obiecującą sprinterką na 200 i 400 m, tylko los nie dał matce szansy. Była w rodzinie najstarszą z córek, a jak w rodzinie z plemienia Nandi nie ma chłopaków, to wielowiekowa tradycja każe najstarszej z dziewcząt przejąć rolę syna. „Ożeniona z domem” mówi się wtedy, bo jej obowiązkiem staje się dożywotnia opieka nad rodzicami, dbanie o gospodarstwo i dochody, nie ma mowy o małżeństwie.
[srodtytul]Krowa pomogła w egzaminach[/srodtytul]
Nikt nie powie jednak złego słowa, jeśli „ożeniona z domem” wyda na świat dziecko, a nawet kilkoro dzieci, byle nie trzeba było zawracać sobie głowy ustalaniem ojcostwa, na co w zasadzie istnieje zgoda obu stron. Pani Esther Cheptoo Jeter ze wsi Kaptomok urodziła samotnie dziewiątkę, trzech chłopców, sześć dziewczynek.
Pamela Jelimo była trzecią z nich. Bieganie na poważnie córka zaczęła w szkole średniej. Miała 13 lat, silne nogi i ręce, wyćwiczone przy opiece nad kilkoma krowami. Nauczyciel gier zespołowych szkoły w Koyo Philip N'geno przypomina sobie, że biegała z chłopakami, żeby być jeszcze lepsza. Chłopaki tego nie lubili, gdyż przegrać z dziewczyną to był wstyd na ładnych parę dni.