Gwiazdy reprezentacji nie zawiodły, na stadionie w Bydgoszczy pojawią się wszyscy, którzy mogą walczyć o medale mistrzostw świata w Korei Płd., ale równie ciekawa jest walka tych, którzy jeszcze marzą o tym starcie.
Wczoraj ciekawy był finał rzutu młotem kobiet. Wszystko przez nieoczekiwaną decyzję władz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, by normę wypełniła także mistrzyni z Berlina Anita Włodarczyk, która według siebie, a także sekretarza generalnego IAAF Pierre Weissa takiego obowiązku nie miała. Ułożono zatem czerwoną taśmę dla mistrzyni w odległości 71,50 m od koła (tyle wynosił wskaźnik PZLA) i można było zaczynać.
Włodarczyk, której rekord sezonu wynosił dotychczas tylko 69,62 m (to skutek kontuzji i opóźnień treningowych) dowiodła, że należy jej ufać. Bez trudu zdobyła złoty medal. W najlepszej, drugiej próbie uzyskała 73,05, przekroczyła grubą czerwoną linię trzy razy na pięć rzutów, z szóstego zrezygnowała.
Pół godziny po oficjalnym otwarciu mistrzostw swoją siłę pokazał także kulomiot Tomasz Majewski. Zdobył tytuł z solidnym wynikiem 20,94 m, a pogoda nie pozwoliła mu na zbliżenie się do rekordu sezonu sprzed dwóch tygodni – 21,60. Wskaźnik na MŚ wynosił 20,50, poza mistrzem nie było nikogo, kto mógł pchać tak daleko.
Wśród najważniejszych wydarzeń pierwszego dnia był także rzut dyskiem mężczyzn z Piotrem Małachowskim (w tym sezonie już 68,49). Wicemistrz świata został tylko wicemistrzem Polski, bo w mokrym kole lepiej czuł się Przemysław Czajkowski, który rzucił 63,81 m.