Korespondencja z Krynicy-Zdroju
Festiwal urósł i nabrał międzynarodowego kolorytu. Uczestnicy z kilku krajów są już liczeni w grubych tysiącach. Pula nagród została powiększona do 450 tys. zł i robi wrażenie, podobnie jak oferta ponad 20 biegów w trzy dni.
Festiwal pozostał festiwalem, to znaczy w większej części służy tym, dla których bieganie jest rozrywką, wciągającą pasją, sposobem na ciekawe życie. Frekwencja była dobra na krynickim deptaku, na wszystkich trasach od Krynicy po Jaworzynę i Muszynę, ale poza nimi także, przed sceną, w sali targowej i podczas spotkań forum „Sport Zdrowie Pieniądze".
Szybka Kenia
Impreza stała się głośna nie tylko w Polsce, co najlepiej udowodnił Koral Maraton, bieg firmowy Festiwalu. Przyjechali Kenijczycy ze słynnej Rift Valley i od razu pokazali polskim biegaczom, że żadnego amatorstwa nie będzie. Do połowy dystansu biegli spokojnie, od połowy ruszyli grupą, która wkrótce zaczęła gubić maratończyków ze wschodu Europy (oprócz Polaków w pierwszym szeregu walczyli Białorusini i Ukraińcy).
Wygrał Vincent Kipchirchir, za nim była trójka jego kolegów. Wszyscy z jednej sztancy – szczupli, szybcy, wychowani przez jednorodny system szlifowania talentów. Niemal natychmiast odzyskiwali spokojny oddech za metą. Można zakładać, że za rok w maratonach festiwalowych trudno będzie o innych zwycięzców. Tyle dobrego, że pierwszy za kenijską czwórką był w niedzielę Andrzej Lachowski z Krakowa. Wśród kobiet zwyciężyła Walentyna Połtawska z Odessy, do tej rywalizacji afrykańska fala jeszcze nie dotarła, wschodnia jest od dawna.