Reklama
Rozwiń

Usain Bolt uratował świat

Finał 100 m: Mistrz z Jamajki wygrał z czarnym charakterem z USA Justinem Gatlinem o 0,01 sekundy.

Publikacja: 23.08.2015 19:16

Usain Bolt uratował świat

Foto: AFP

Bolt wygrał, Gatlin przegrał – to zostanie z tego finału po latach. Dobro pokonało w sporcie zło – jak chcieliby niektórzy, choć każdy wie, że to chwytliwe hasło jest mocno naciągane, tylko lekkiej atletyce potrzebne jak nigdy. Tempo finału, jak na klasę głównych bohaterów widowiska, nienadzwyczajne, ale trzeba to przyznać, emocji wystarczyłoby na kilka finałów w innych konkurencjach.

Chronologia jest ważna. Należy więc opowiedzieć od początku, czyli od półfinałów, w których nastąpiła niezwykła uwertura. Bolt zaczynał serię trzech biegów, oczywiście obok nie miał jeszcze Justina Gatlina ani żadnego innego czarnego charakteru z dopingowej listy ułaskawionych przez IAAF.

Sportowy teatr

Ludzie przecierali oczy. Rekordzista świata pobiegł tak, jakby kolce zobaczył parę tygodni wcześniej. Nie chciało się wierzyć – start jak ze złego snu sprintera, do tego potknięcie po trzecim czy czwartym kroku, rozpaczliwa gonitwa za rywalami, ale na dziesięć metrów przed metą luz, spojrzenie w bok, przeciwnicy znów z tyłu, choć bardzo blisko.

Czas – 9,96 s, czyli taki sobie, za kilka minut Gatlin, pełen dynamiki i elegancji osiąga czas 9,77, Michel Rogers – 9,86. Potem seria z Tysonem Gayem i Asafą Powellem – jeden 9,96, drugi 9,97. Więcej do podgrzania widowni nie trzeba, tym bardziej że Bolt wygląda na zmęczonego. Pot się z niego leje, ciężko dyszy, do uśmiechów mu daleko.

Sportowy teatr czy to wszystko naprawdę? Ludzie nie wiedzieli, media chyba też nie, niepokój został zasiany. Przecież taki mistrz, zbawca lekkoatletyki, nie może potykać się na bieżni w półfinale, nie może szarpać się z przeciwnikami, którzy zwykle oglądają na mecie jego plecy z odległości 3 metrów, a nie 30 centymetrów.

Finał Chińczycy celebrowali na potęgę. Na początek zaprosili zdolnego pianistę rozrywkowego (był też bohaterem otwarcia mistrzostw). Artysta na elektronicznym instrumencie klawiszowym zagrał coś, co trwało 9,58 sekundy. Utwór miał dać pogląd publiczności, jak długo trwa rekordowy bieg. Bolt był zdziwiony, my też.

Nie trzeba jednak było długo czekać na porządne hałasy – grupa jamajska na trybunach rozpoczęła skandowanie: – Usain Bolt! Asafa Powell! i ten krzyk robił wrażenie. Usain uśmiechnął się podczas prezentacji, zrobił parę zwyczajowych min do kamery, stadion zerwał się na nogi i już nikt do końca nie usiadł.

Zaśpiewał Marley

Strzał był cichy przy huku trybun. Wystartowali dość równo. Bolt rozpędzał się długo, Gatlin prowadził, Bolt gonił, przewaga malała wolno, wydawało się, że stanowczo za wolno, jak na potrzebę szczęśliwego zakończenia.

Gdy dobiegli, w potężnym tumulcie trudno było ocenić, kto wygrał. Na szczęście jest chińska elektronika odporna na emocje. Wyświetliła, że dobro pokonało zło o 0,01 s: 9,79 do 9,80. Małe, ale wielkie zwycięstwo. Dwa brązowe medale dla mniej znanych sprinterów ledwie kto zauważył.

Gatlin był zawiedziony, mina mówiła wszystko, on takim aktorem jak wielki Usain nie jest i nigdy nie będzie. Stadion stał i skandował imię sprintera, Chińczycy kazali grać pianiście, ale zaraz poszli po rozum do głowy i z taśmy puścili z wielka mocą Boba Marleya. Bębenki rozrywało, ale co tam bębenki, gdy na pekińskim stadionie Bolt uratował świat.

Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku