Krzysztof Rawa z Pekinu
Czekanie się skończyło, jest drugie polskie złoto w Ptasim Gnieździe. Wywalczone tak, żeby nie było cienia wątpliwości, komu się należało. Plany taktyczne trenera Krzysztofa Kaliszewskiego były precyzyjne: pierwsza kolejka spokojna, potem stalowa kula wagi 4 kg na stalowej lince w dłoń (wciąż w starej rękawicy Kamili Skolimowskiej) i do przodu, bić rekordy, jakie się da.
Wykonanie Anity Włodarczyk: najpierw 74,40 m po pierwszym rzucie. W skali polskiej mistrzyni – relaks, choć innym taki wynik dałby brąz. Przed drugą serią Polka chwilę czekała na czerwone autko z młotem – rzucała polskim sprzętem, który podobał się także Amerykance.
Oddech przed wejściem do koła głębszy, obroty w kole szybsze – 78,52 m, do rekordu mistrzostw świata Rosjanki Tatiany Biełorodowej (dawniej Łysenko) jeszcze trochę brakuje, lecz konkurs toczy się od tej chwili w dwóch ligach. Ekstraklasa to tylko Polka, za nią – reszta świata.
Pani Anita w oczekiwaniu na rzut numer trzy spacerowała z rękami na głowie i patrzyła. Chinka Wenxiu Zhang – 75,96, niby poważny wynik, stadion wrzasnął jak należy, ale to tylko oznaczało, że srebro jest bliżej Chin. Gdy Polka kolejny raz weszła do koła, widać było, że nie naciśnie żadnego hamulca. Zakręciła, machnęła, młot leciał długo. Biała taśma wskazująca osiemdziesiątkę przekroczona, jest niekontrolowany wyskok młociarki w górę, jest uśmiech szczęścia, jest rekord mistrzostw – 80,27 m.