Dziesięcioczęściowa produkcja przez pięć tygodni ogniskowała uwagę kibiców i stała się globalnym hitem. Każdy kolejny odcinek bił rekordy popularności, a ostatni przyniósł ponad milion reakcji na Twitterze.
Cała seria – ze średnią widownią 5,65 mln w USA – okazała się najlepiej oglądanym dokumentem w dziejach stacji ESPN, a „Ostatni taniec” był też dostępny na platformie Netflix.
Autorzy dostali niezwykły materiał – 500 godzin nagrań pokazujących kulisy mistrzowskiego sezonu Chicago Bulls – który uzupełnili fragmentami meczów oraz wywiadami z blisko setką rozmówców. Archiwalia czekały na premierę ponad 20 lat, bo wcześniej emisji zakazał sam Jordan.
To on narzucił narrację „Ostatniego tańca”, czuwał nad procesem tworzenia dokumentu, jego firma 23 Jump była współproducentem serialu. Jest to więc nie tyle opowieść o wielkiej drużynie, ile historia potęgi widziana oczami jednego człowieka. Na ekranie nie widzimy więc wszystkiego. Niektóre wątki zostały przemilczanie lub okrojone, a w innych reflektory ustawiono tak, aby fakty odpowiadały wizerunkowi MJ i uwierały jego wrogów.
Brzydsza twarz
Człowiekiem, który w „Ostatnim tańcu” dostał najwięcej ciosów, jest zmarły trzy lata temu Jerry Krause. Menedżer Chicago Bulls gra rolę antagonisty, jest klasycznym czarnym charakterem. Jeden z twórców sukcesu Byków sprawia wrażenie śliskiego dziwaka, który ma kompleksy na punkcie swojej tuszy, zazdrości koszykarzom sławy i chce po latach sukcesów rozbroić mistrzowski skład.