W czterech pierwszych meczach wygrywały zespoły grające na własnym parkiecie: najpierw dwukrotnie Turów, potem Prokom, ale w każdym z nich (poza drugim spotkaniem w Zgorzelcu) wynik do samego końca nie był przesądzony i zwycięzcą równie dobrze mógł być rywal.

Broniący tytułu Prokom Trefl, dysponujący rekordowym w polskiej lidze budżetem (ok. 30 mln złotych), napotkał nadspodziewanie silny opór trzy razy mniej zasobnego rywala. Przed rokiem drużyna z Sopotu zdobyła czwarte kolejne mistrzostwo, wygrywając w finale z Turowem 4-1. Teraz to zespół ze Zgorzelca rozdawał karty w lidze, zakończył sezon zasadniczy na pierwszym miejscu w tabeli i znalazł się w ósemce najlepszych zespołów Pucharu ULEB. Łatwiej od Prokomu awansował do finału, a tutaj w każdym meczu był blisko wygranej. Przy większej dozie szczęścia mógł zakończyć rywalizację przy wyniku 4-0.

Bardziej doświadczeni i utytułowani, wyżej opłacani gracze Prokomu poczuli nagle, że natrafili na rywala, który może im przeszkodzić w zdobyciu kolejnego, piątego już mistrzostwa dla klubu. Frustracja faworytów spowodowała, że typowo koszykarska rywalizacja przerodziła się, niestety, w bitwę pozasportową. Już przed drugim spotkaniem w Zgorzelcu doszło do ogólnej przepychanki między zawodnikami jeszcze w trakcie rozgrzewki. Podczas meczu numer 4 w Sopocie nie wytrzymał presji największy gwiazdor polskiej ligi i bohater poprzedniego spotkania Milan Gurović, rzucając się z pięściami na Thomasa Kelatiego. Awantura nie ograniczyła się do tych dwóch zawodników.

Polska Liga Koszykówki nałożyła kary finansowe na obydwa kluby i najbardziej krewkich graczy. Zdyskwalifikowany w niedzielę Gurović został odsunięty od środowego piątego meczu w Zgorzelcu, ale w sobotę w Sopocie już może grać. Jego koledzy pokazali, że i bez niego potrafią się wydźwignąć z trudnej sytuacji. Twierdzą, że ostatnie przejścia tylko ich wzmocniły. Czy to wystarczy na wyjątkowo zdyscyplinowany i odporny psychicznie Turów?