MMistrzowie Polski rozegrali znakomite spotkanie. Prowadzili niemal przez całą pierwszą połowę i na początku drugiej. Gdy wreszcie rywalom udało się przejąć inicjatywę, nie pozwolili im uzyskać wysokiej przewagi.
Walczyli do końca i jeszcze w ostatniej minucie spotkania mieli szansę odwrócenia losów meczu. Mocno przestraszyli faworytów, zmuszając ich do największego wysiłku. Chyba nikt nie liczył na zwycięstwo Asseco Prokomu w tym spotkaniu, ale zespół z Gdyni był tego bardzo bliski.
Na okładce programu meczu w Pireusie organizatorzy zamieścili fotografię Ioannisa Bourousisa z Olympiakosu i Qyntela Woodsa z Asseco, witających się w serdecznym uścisku przed ubiegłorocznym spotkaniem tych drużyn. Woods, który w NBA grał w Portland Trail Blazers, Miami Heat i New York Knicks, swą europejską karierę rozpoczynał właśnie w Pireusie. Stamtąd przez ligę włoską trafił do Gdyni, gdzie szybko zdobył serca kibiców i komentatorów. Na starych śmieciach miał poprowadzić mistrzów Polski do boju z greckim potentatem. Publiczność w hali Pokoju i Przyjaźni powitała go burzliwymi oklaskami.
Widownia wzdychała po kolejnych punktach Woodsa (w sumie 23) zdobywanych w ekwilibrystyczny sposób. Ale gospodarze mieli w swoim zespole więcej takich asów. Przede wszystkim lidera strzelców Euroligi Linasa Kleizę (26 pkt, 4/8 za trzy), Milosa Teodosicia (21 pkt, 6 asyst) i Josha Childressa, który w tym meczu przegrał jednak pojedynek z Woodsem. – Spodziewaliśmy się tak ciężkiej walki. Rywale z Gdyni postawili nam trudne warunki – powiedział Childress po spotkaniu.
Zaczęło się fantastycznie. Od prowadzenia Prokomu 11:0 po trzech i pół minutach gry. Gracze Olympiakosu na początku meczu wyglądali na mało skoncentrowanych, ale też na łatwe akcje nie pozwalała dobra obrona Prokomu. Rozpoczynający mecz w pierwszej piątce Adam Łapeta, tak skutecznie uprzykrzył grę olbrzymiemu środkowemu Sofoklisowi Schortsanitisowi, że ten już do końca był cieniem samego siebie.