Reklama
Rozwiń

Nie mówić, tylko grać

Filip Dylewicz, kapitan reprezentacji Polski koszykarzy

Publikacja: 15.07.2010 03:24

Filip Dylewicz i David Logan

Filip Dylewicz i David Logan

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

[b]Jak się pan czuje w roli kapitana reprezentacji? [/b]

– Bardzo się cieszę, że trener mi zaufał i powierzył tę funkcję. To dla mnie duże wyróżnienie, wyraz uznania dla mojego zaangażowania i oddania dla reprezentacji. W końcu prawie przez całą swoją karierę występowałem z orzełkiem na piersi. Mam nadzieję, że nie jest to jednoroczny epizod i będę kapitanem tak długo, jak długo będę grał w reprezentacji.

[b] Jaka jest dzisiejsza kadra koszykarzy? [/b]

– Jestem z ekipą od trzeciego dnia zgrupowania we Włocławku. Bardzo podoba mi się atmosfera. Wydaje mi się, że rodzi się ciekawy, perspektywiczny zespół.

[b] Na mecze sparingowe z Łotwą nie pojechaliście w najsilniejszym składzie (porażka 45:72 i wygrana 71:60). Jak one wyglądały od strony boiska?[/b]

– Pierwszy mecz był fatalny. W debiucie nowej reprezentacji dostaliśmy od Łotyszy lanie. Trener Griszczuk był zawiedziony i trochę zaniepokojony. Mówił, że nigdy w swojej trenerskiej karierze nie przegrał wyższą różnicą niż 20 punktów. Cóż, raziliśmy nieskutecznością, szczególnie w drugiej połowie. Cieszy to, że drugiego dnia się odbudowaliśmy. Pokazaliśmy, że mamy charakter, że potrafimy wygrywać, mimo krótkiego okresu wspólnych treningów. Mam nadzieję, że taką postawę pokażemy także w najbliższych meczach.

[b] Zwłaszcza że dojdzie w nich do kadry kilku kluczowych zawodników: Łukasz Koszarek, Maciej Lampe, Paweł Kikowski i nowa twarz w zespole Tomas Kelati, który lada dzień ma otrzymać polskie obywatelstwo. Jak pan ocenia – przyda się drużynie? [/b]

– Na przykładzie Davida Logana widać, że nie zawsze przydzielanie paszportów jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ zdarza się, że zawodnikowi nie chodzi tak naprawdę o grę dla nowego kraju, ale o inne korzyści z posiadania statusu Europejczyka. Nie mnie oceniać Tomasa pod tym kątem. Jeśli chodzi o względy sportowe, jego przydatność dla zespołu jest bezdyskusyjna, będzie wzmocnieniem zespołu, szczególnie w ataku. Resztę zweryfikuje czas.

[b] Przed ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy w Polsce nie znalazł pan uznania u ówczesnego trenera kadry Mulego Katzurina. Jak pan przeżył tamtą decyzję i rozstanie z drużyną? [/b]

– Czułem się zawiedziony nie tyle tym, że nie byłem w składzie reprezentacji kraju, ponieważ zdaję sobie sprawę, że mogą być gracze lepsi ode mnie, a trener może mieć koncepcję, do której nie pasuję. Było mi niezmiernie przykro, że w Polskim Związku Koszykówki nikt nie pomyślał, że Filip Dylewicz chciałby uczestniczyć w tych mistrzostwach nawet jako kibic, jako osoba, która stoi za ławką drużyny i wspiera kolegów. Zostałem tak zwyczajnie odesłany do domu i to mnie najbardziej boli. Zawsze marzyłem o grze w reprezentacji. Mam nadzieję, że w tym roku będzie lepiej.

[b]W pewnej fazie turnieju, na przykład w kluczowym dla awansu do ćwierćfinału przegranym meczu z Serbią, okazało się, że taki zawodnik jak pan przydałby się drużynie. Ze swoimi indywidualnymi akcjami, zaciętością.[/b]

– Być może. Z drugiej strony, widząc że trener Katzuri grał praktycznie tylko szóstką zawodników, tylko w nich wierzył i ich eksploatował maksymalnie, nawet nie wiem, czy chciałbym być na ławce jako zawodnik rezerwowy, bo nie wiem, czy bym wytrzymał taką sytuację. Nie ukrywajmy, trener Katzurin wykonał plan minimum i wydawało mu się, że to zamknie wszystkim usta i będziemy w skowronkach, że Polska po raz pierwszy od dłuższego czasu wyszła z grupy. Okazało się, że tak nie jest, że były trochę większe oczekiwania i nadzieje. Rozmawiałem potem z chłopakami: na pewno nie o takim wyniku w mistrzostwach marzyli.

[b] Jak pan ocenia sytuację drużyny przed sierpniowymi eliminacjami do mistrzostw Europy 2011?[/b]

– Po dwóch meczach trudno mówić o szansach. Najbliższe spotkania z trudnymi przeciwnikami – Bułgarią, Włochami i Macedonią na turnieju we Florencji – pokażą, na co nas stać. Jest wielu młodych zawodników, którzy stają się ważnymi ogniwami drużyny. Wydaje mi się, że po dołączeniu do zespołu naszych największych oczekiwanych gwiazd, mamy realne szansa ponownie zagrać w mistrzostwach Europy. Rywale mówią pewnie to samo. My musimy wierzyć, że jesteśmy lepsi od innych zespołów.

[b]Marcin Gortat, na którego drużyna będzie czekać najdłużej, nie dopuszcza możliwości, że nie wywalczymy awansu. Twierdzi, że jeśli mielibyśmy odpaść w tych eliminacjach, to lepiej dać sobie spokój z koszykówką. [/b]

– To mocne słowa. Marcin słynie z tego, że dużo mówi, a nie chodzi o to, żeby mówić, tylko działać. Ja mogę tylko zapewnić, że zrobimy wszystko, żeby awansować i grać w mistrzostwach na Litwie, ale zespoły, z którymi gramy nie spotykają się tydzień przed eliminacjami, biorą piłkę i jadą na mecz. To są reprezentacje, które grają w tych składach od wielu lat, wierzą w swoje umiejętności, myślą o awansie, a my nie jesteśmy jakąś megapotęgą, która może mówić: Bułgarzy, Portugalczycy czy Belgowie są łatwi do ogrania. W dzisiejszej koszykówce każdy może wygrać z każdym. Sztuką jest pokazać na boisku, że jest się lepszym i mam nadzieję, że to udowodnimy.

[b]Jak pan ocenia swój pierwszy sezon w lidze zagranicznej, we włoskim Air Avellino. [/b]

– Bardzo ciekawe przeżycie. Miło będę je wspominał. Jestem trochę zawiedziony swoją postawą. Wiadomo, że lata gry w Treflu, potem Prokomie Treflu i Asseco Prokomie ukształtowały mnie jako zawodnika zadaniowego, który nie jest megawirtuozem w ataku, a z kolei trener Air Avellino lubił zawodników, którzy lubią grę z piłką i uwielbiają brać na siebie odpowiedzialność i rzucać bez względu na swój poziom skuteczności. Ja nigdy taki nie byłem, nie oddawałem w meczu 15 – 20 rzutów, raczej sześć – siedem, z czego trafiałem pięć. To była różnica, która w efekcie spowodowała, że gdzieś od połowy sezonu trener zaczął mnie odstawiać na bok i grałem coraz mniej. Ale samą ligę, sam wyjazd mile wspominam i bardzo chciałbym tam wrócić. Gdybym teraz był 22-latkiem, ani chwili bym się nie zastanawiał, czy wyjeżdżać do ligi zagranicznej. Nawet gdybym miał propozycje z najlepszych polskich klubów.

[b]Gdzie będzie pan grał w nowym sezonie? [/b]

– Jeszcze nie wiadomo. Prowadzę negocjacje z kilkoma klubami. Myślę, że po powrocie z turnieju we Florencji, któryś z nich potwierdzi, że jestem jego zawodnikiem.

[b] Trefl Sopot? [/b]

– Każdy mi to mówi. Nie wiem dlaczego. Z drugiej strony taka opcja narzuca się sama. Wkrótce zobaczymy.

[b]Jak się pan czuje w roli kapitana reprezentacji? [/b]

– Bardzo się cieszę, że trener mi zaufał i powierzył tę funkcję. To dla mnie duże wyróżnienie, wyraz uznania dla mojego zaangażowania i oddania dla reprezentacji. W końcu prawie przez całą swoją karierę występowałem z orzełkiem na piersi. Mam nadzieję, że nie jest to jednoroczny epizod i będę kapitanem tak długo, jak długo będę grał w reprezentacji.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Koszykówka
Warszawa na taki sukces czekała ponad pół wieku. Koszykarze Legii wyszli z cienia piłkarzy
Koszykówka
Shai Gilgeous-Alexander bohaterem sezonu NBA. Czy jesteśmy świadkami narodzin nowego Jordana?
Koszykówka
Poznaliśmy mistrza NBA. Oklahoma City Thunder sięga po tytuł
Koszykówka
Finały NBA. Zaczęło się od trzęsienia ziemi
Koszykówka
Polski skaut Los Angeles Lakers: Nie mogę nikogo przegapić