Polski środkowy zastąpił w pierwszej piątce lidera zespołu Dwighta Howarda, który padł ofiarą grypy żołądkowej. Magic byli w tym meczu mocno osłabieni, gdyż przypadłość ta dotknęła także innego podstawowego gracza - rozgrywającego Jameera Nelsona, a także J.J. Redicka i Michaela Pietrusa. W dodatku już w trakcie meczu tuż po wejściu na parkiet w pierwszej kwarcie kontuzji doznał Ryan Anderson.
Zredukowanej do ośmiu graczy drużynie nie przeszkodziło to jednak w odniesieniu zwycięstwa. „Wiele zespołów gra w lidze tylko ośmioma zawodnikami - mówił trener Orlando Stan van Gundy. To nie jest kwestia, ilu zawodników masz, tylko jak dobrymi są koszykarzami”. Istotny udział w tym sukcesie w Detroit mają Vince Carter (25 punktów i 9 asyst) oraz zwykle gracze rezerwowi Brandon Bass (27 punktów - rekord kariery) i właśnie Gortat, który miał 11 zbiórek - najwięcej spośród wszystkich uczestników spotkania oraz 14 punktów. Osiągnięcia te to rekordy sezonu polskiego środkowego, a 7 celnych (na 9) rzutów z gry i dwie asysty - to wyrównany rekord kariery.
Reprezentant Polski, który w dwóch poprzednich spotkaniach nie zdobył nawet punktu, rozegrał jedno z najlepszych spotkań w sezonie. Kolejny raz potwierdziił, że gdy tylko dostaje od trenera szansę dłuższej gry, nie zawodzi. Pierwszy raz od 30 kwietnia ub. roku i spotkania z Philadelphia 76ers uzyskał double-double. Piąty raz w ciągu czterech sezonów gry w NBA rozpoczynał mecz w podstawowym składzie.
Grał całą pierwszą kwartę. Nie miał w niej zbyt wielu okazji do zbiórek, gdyż obydwa zespoły grały bardzo skutecznie i niewiele rzutów było niecelnych. W zespole Orlando wyróżniali się Vince Carter, który zdobył 11 z 13 pierwszych punktów zespołu oraz Brandon Bass, który do przerwy nie pomylił się przy żadnej próbie rzutu (8/8 za dwa, 4/4 z wolnych). Gortat w pierwszych 12 minutach spotkania zdobył 4 punkty: wsadem po podaniu w tempo od Chrisa Duhona oraz z półdystansu z prawej strony kosza, gdzie otrzymał piłkę od Cartera. Miał też dwie zbiórki, dwa bloki, asystę i faul.
Na początku drugiej kwarty Polak odpoczywał. Wrócił na parkiet w jej połowie przy stanie 40:40. Do przerwy zdobył kolejne punkty, tym razem z półdystansu z lewej strony kosza po podaniu od Rasharda Lewisa, miał kolejne dwie zbiórki i nie trafił swojego pierwszego rzutu z gry. Do szatni schodził jako trzeci strzelec zespołu (6 pkt) za Bassem (20) i Carterem (18). Po dwóch kwartach gospodarrze prowadzili 55:54.