Obrońcy tytułu wygrali 88:79. Turowowi wystarczyło sił tylko na pierwszą połowę. Zespół trenera Jacka Winnickiego, mimo braku kontuzjowanego Marko Brkicia i wczesnych problemów z faulami Konrada Wysockiego, prowadził przez jej większą część. Był skuteczniejszy na linii rzutów wolnych i zebrał więcej piłek w ataku, prowadzenie stracił w ostatnich sekundach przed przerwą.
Potem odezwało się zmęczenie – drużyna ze Zgorzelca rozegrała przecież najwięcej spotkań w tegorocznym play-off: pięć w ćwierćfinale z PBG Basket Poznań i siedem w półfinale z Treflem Sopot. Asseco Prokom miał przed sobotnim meczem dziesięć dni przerwy, gdyż Energę Czarnych Słupsk wyeliminował w pięciu meczach. Trener Tomas Pacesas i jego zawodnicy wykorzystali ją należycie.
Przede wszystkim Qyntel Woods, który pokazał, że wraca wreszcie do swojej ubiegłorocznej dyspozycji. W 20 minut zdobył 13 punktów, miał sześć zbiórek i dwie asysty, imponował orientacją oraz umiejętnością podań. W tym meczu był tylko zmiennikiem Piotra Szczotki (w poprzednim sezonie role były odwrotne). Imponujący formą Polak miał jeszcze lepsze osiągnięcia (14 pkt, 5 zb., 4 as.).
Na początku trzeciej kwarty gospodarze wzmocnili obronę. Pierwsze punkty po przerwie Turów zdobył dopiero po prawie pięciu minutach, gdy rywale prowadzili 59:52. Po trzypunktowym rzucie Roberta Witki w 35. minucie Prokom uzyskał najwyższe w meczu prowadzenie 79:63 i mimo zrywu rywali, nie pozwolił sobie odebrać zwycięstwa.
W poniedziałek drugi mecz w Gdyni.