Konferencję prasową na Florydzie, podczas której postawił kropkę przy 19 latach kariery, transmitowała ogólnokrajowa telewizja. Od kiedy przestał grać Michael Jordan, to O'Neal był najważniejszym ambasadorem NBA. Nie tylko dlatego, że miał cztery mistrzowskie pierścienie, złoto olimpijskie z 1996 roku, 15 nominacji do Meczu Gwiazd i rekordowe kontrakty. Byli w historii NBA lepsi od niego środkowi: Bill Russell, Wilt Chamberlain czy Kareem Abdul-Jabbar. Ale żaden z nich nie miał tyle radości z gry i nie dawał tyle radości kibicom.
Żołnierzu, na parkiet
Legenda zaczyna się w niemieckiej bazie wojsk amerykańskich w Wildflecken. Tam stacjonował oddział sierżanta Philipa Harrisona, ojczyma Shaquille'a. Tam doszło do pierwszego spotkania Dale'a Browna, coacha Lousiana State University, z przyszłym gwiazdorem NBA. Shaq mierzył wówczas 198 cm. Brown, który przybył tam, by prowadzić koszykarski staż, zagadnął go: – Jaki macie stopień, żołnierzu? – Nie mam stopnia. Mam 13 lat, usłyszał w odpowiedzi. Trener zmierzył go wzrokiem: – Chcę rozmawiać z twoim ojcem.
Potem Shaq urósł jeszcze do 216 cm i już w rozgrywkach uniwersyteckich pokazywał, że będzie wybitny. – Ma siłę, która nie wymaga seansów kulturystycznych. To u niego wrodzone – mówił o nim jeden z najsłynniejszych środkowych NBA Bill Walton. Trener Chuck Daly powołał studenta O'Neala do kadry na igrzyska olimpijskie 1992 r., ale ostatecznie w składzie słynnego Dream Teamu jako przedstawiciel uczelnianej koszykówki pojechał do Barcelony Christian Laettner.
Złamane tablice
W tym samym roku O'Neal, wybrany z numerem 1 draftu przez Orlando Magic, trafił do NBA. Pierwsze trzy zespoły, w których grał, wprowadzał do finału. Zdobył cztery mistrzostwa: z Los Angeles Lakers trzy (2000 – 2002), potem – już bez pomocy Kobe'ego Bryanta, z którym się pokłócił – wywalczył pierścień z Miami Heat (2006). W ostatnich czterech sezonach grał w klubach z ambicjami (Phoenix Suns, Cleveland Cavaliers, Boston Celtics), ale już bez sukcesów. Zdobył w NBA 28 596 punktów, co daje mu piąte miejsce w klasyfikacji wszech czasów.
W ataku był nie do powstrzymania. Jedyną jego słabą stroną były rzuty wolne (trafiał z nich rzadziej niż z gry – to ewenement), więc trenerzy rywali nakazywali faulować go, licząc, że z linii nie zdobędzie dwóch punktów, jak uczyniłby, kończąc akcję wsadem. A wsady robił tak mocne, że w sezonie 1993 dwukrotnie złamał tablice i zarządzono wzmocnienie konstrukcji koszy we wszystkich halach. – Gra przeciwko niemu, porównywanie mocy pod koszem to coś niesamowitego – mówił „Rz" o swoim spotkaniu z O'Nealem na parkiecie Marcin Gortat. – Wywarł na mnie ogromne wrażenie także dlatego, że kazał pozdrowić mojego ojca, medalistę olimpijskiego w boksie".