Im bardziej zaprzecza, tym mniej mu ludzie wierzą. Nie chcą wierzyć, bo za Williamsem ciągnie się opinia człowieka, który każdego potrafi wysadzić z siodła. Nawet Jerry'ego Sloana - trenera, który przez 23 lata prowadził z sukcesami Utah Jazz. Dla klubu ze środka pustyni, rządzonego przez mormonów i leżącego na uboczu blichtru NBA sukcesem były chociażby dwa finały w 1997 i 1998 roku, gdy przegrywali z Chicago Bulls po meczach, które przeszły do historii.
Niemal każdego roku udawało im się awansować do play off i rzadko kiedy odpadali już w pierwszej rundzie. Nikt nie myślał o zwalnianiu Sloana, najdłużej pracującego trenera ze wszystkich czterech wielkich amerykańskich lig (koszykówki, futbolu, baseballa i hokeja). Więcej nawet, szkoleniowiec podpisał kontrakt na kolejny sezon. I nagle, w środku rozgrywek ogłosił, że rezygnuje, a razem z nim jego asystent Phil Johnson. Kibice i dziennikarze od razu zaczęli spekulować, że to zasługa Derona Williamsa - jednego z najlepszych rozgrywających ligi, z którym Sloan pokłócił się w przerwie meczu z Chicago Bulls. Dzień później zrezygnował. Dwa tygodnie po dymisji Sloana Williams przeniósł się do Nets. Ściągnął go tam trener Johnson, który chciał wokół niego budować wielką drużynę. Miał do dyspozycji pieniądze rosyjskiego miliardera Michaiła Prochorowa, a o Williamsie mówi się, że wszystko dla niego jest w życiu ważne pod warunkiem, że są to pieniądze.
Na początku tego sezonu szło im nawet nieźle, Johnson został wybrany trenerem października i listopada w NBA, ale grudzień był już dla drużyny słaby. Nie wiadomo, kto odważy się teraz zostać trenerem Nets. Tymczasowym szkoleniowcem został mianowany asystent Johnsona P.J. Carlesimo. Williams nie czuje się winny. - Nigdy się z trenerem nie pokłóciłem - zapewnia. Ale tydzień wcześniej wspomniał, że system gry w Utah Jazz dużo bardziej mu odpowiadał niż ten na Brooklynie. Prochorow wysłuchał swojej gwiazdy a kibice nie wierzą w niewinność Williamsa.