Po przejściu do Barcelony mówił pan o „transferze marzeń". Dlaczego?
Maciej Lampe:
Mam okazję grać w drużynie w każdym sezonie walczącej o tytuły w lidze hiszpańskiej i Eurolidze. Żeby dojść do takiego klubu, trzeba się napracować. Mnie się to udało i dlatego mogę mówić o spełnieniu marzeń. Gra w zespole z europejskiej pierwszej czwórki–piątki nie może być traktowana inaczej.
Pańska kariera zatoczyła koło. Poważną grę zaczynał pan też w Hiszpanii, w Realu Madryt...
Gra w Realu to był eksperyment. Oni wtedy chyba po raz pierwszy zdecydowali się sięgnąć po zawodników z innych krajów. Miałem 16 lat, przez pierwszy rok nie mogłem nawet grać oficjalnych meczów, bo nie miałem licencji. Trenowałem trochę z pierwszym zespołem i czasami wrzucali mnie do Euroligi. Najbardziej opłaciło się wypożyczenie do drugoligowego Universidad Complutense. Tam mogłem grać regularnie i wychodziło to całkiem nieźle. Kiedy przychodziłem, byliśmy chyba przedostatni w lidze, a potem zatrzymaliśmy się dopiero na półfinałach. Ale kiedy teraz patrzę na moją karierę, to myślę, że tak naprawdę rozpoczęła się ona w Rosji, w Chimki Moskwa. Wygraliśmy Puchar Rosji, czułem się częścią zespołu, graliśmy dobrą koszykówkę, choć zwykle i tak przegrywaliśmy z CSKA. Wcześniej było oczywiście NBA, ale tam nie pograłem zbyt wiele.